Człowiek Zachodu nie rozumie Bliskiego Wschodu, bo nie zdaje sobie sprawy z wielkiej roli, jaką odgrywa w życiu jednostki panująca tam religia, jak kształtuje się w umysłach obraz swój-obcy. Europejczyk mierzy po swojemu, według swojego systemu wartości i swoje bardzo łagodne prawo stosuje wobec osób, które znały prawo bardzo surowe, nie zakłada, że szukający wsparcia może udawać, mieć ukryte cele – mówi prof. Michael Abdalla, kierownik Zakładu Komunikacji Międzykulturowej i Aksjolingwistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu, asyryjski chrześcijanin pochodzący z Syrii.
W swoistych kategoriach myślenia religijnego wycofanie się Amerykanów z Afganistanu jest odbierane jako klęska chrześcijaństwa. Nie tylko chrześcijanie w Syrii czy Iraku obawiają się ożywienia ruchów islamu radykalnego, których członkowie w formacjach ISIS mordowali przecież niedawno niewinnych ludzi, wysadzali kościoły i klasztory, palili rękopisy. To, co miało miejsce w Afganistanie, odbierają jako otwarcie drogi do kolejnej masakry, kolejnego exodusu. Jeśli słabiutkie rządy centralne w Iraku czy Syrii nie będą kontrolować ruchów tych radykałów, wzmocni to fundamentalizm. A to oznacza zagrożenie. Wiem z historii, że kiedy fundamentaliści poczują się pewniej albo kiedy chcą szukać równowagi po jakiej klęsce, pierwszym obiektem ich ataku mogą być chrześcijanie, utożsamiani z Zachodem, systemem niejako konkurencyjnym. Niektórzy – sądzę, że nieliczni – widząc, co się dzieje w Afganistanie, zapewne chcieliby robić coś podobnego, na ile tylko mogą. Inni mocno potępiają poczynania talibów. Kanały telewizyjne w wielu krajach arabskich tak samo czule i ze współczuciem przedstawiają dramat Afgańczyków, jak telewizje zachodnie. W niektórych regionach nawet w obrębie tego samego kraju różna jest skala napięcia. Moi krewni z Syrii pisali ostatnio: "Chyba trzeba po raz kolejny pakować walizki".
Uciec, ale dokąd?
Czytałem wczoraj obszerny artykuł o tym, że w tych dniach uaktywniły się grupy przemytnicze w północno-wschodniej Syrii, kontrolowanej głównie przez siły kurdyjskie wspierane przez Amerykanów. Te grupy zajmują się podobno przemycaniem ludzi do Turcji, wiedząc, że żandarmeria turecka ich złapie. Jak piszą, przemytnicy sami proponują: "możemy wam pomóc, przemycić waszego syna do Turcji". I ludzie płacą po 400 dolarów za osobę. A gdy ten człowiek dociera do Turcji, zostaje aresztowany, niekiedy poddawany torturom. Żeby go uwolnić, rodzina nieszczęśnika znów płaci przemytnikom, którzy z powrotem dostarczają go do Syrii. Niektórzy umierają na skutek tortur.
Ciosy padają ze wszystkich stron...
Mówi się często, że Zachód nie rozumie Bliskiego Wschodu. Na czym to polega? Czego właściwie nie rozumiemy? Pytam Pana jako człowieka pochodzącego z Syrii, a jednocześnie naukowca zajmującego się komunikacją międzykulturową.
Ludzka myśl uwidacznia się przez spojrzenie, wyraz twarzy, zależnie od wieku i sytuacji. Sądzę, że każdy dojrzały człowiek potrafi chować swoje myśli bardzo głęboko. Jednak Europejczycy z reguły nie wnikają zbyt głęboko. W wywiadzie udzielonym przez jednego z ministrów w Szwecji usłyszałem taką sentencję: „Kiedy my (Szwedzi) patrzymy na ścianę, widzimy tylko kolor tynku. Nie widzimy, co znajduje się za ścianą”.
Podobną opinię wyraziłem, będąc studentem i dzieliłem się nią z moimi kolegami i koleżankami, trochę żartem: "Kiedy patrzycie na jajko, widzicie tylko białą skorupkę; nie interesujecie się, co jest w środku".
Niektórzy Europejczycy przyznają, że oceniają człowieka po wyglądzie. Niektórzy to wykorzystują – nie zawsze w dobrej, szlachetnej intencji, godnej wspaniałomyślności Europejczyka.Człowiek Zachodu nie rozumie Bliskiego Wschodu, bo nie zdaje sobie sprawy z wielkiej roli, jaką odgrywa w życiu jednostki panująca tam religia, jak kształtuje się w umysłach obraz swój-obcy. Europejczyk mierzy po swojemu, według swojego systemu wartości i swoje bardzo łagodne prawo stosuje wobec osób, które znały prawo bardzo surowe, nie zakłada, że szukający wsparcia może udawać, mieć ukryte cele.
Prof. Michael Abdalla Urszula Rogólska /Foto Gość