Żonaty rybak z Galilei, człowiek ciężkiej, fizycznej pracy, którego sposób wysławiania – raczej niezbyt literacki – rzucał się od razu w uszy, rażąc swoją prostotą.
Żonaty rybak z Galilei, człowiek ciężkiej, fizycznej pracy, którego sposób wysławiania – raczej niezbyt literacki – rzucał się od razu w uszy, rażąc swoją prostotą. A z drugiej strony rzymski obywatel z Tarsu, potomek rodu Beniamina, całym sercem faryzeusz, którego oczytanie szło w parze z łatwością wymowy. Jeden to opoka, a drugi prześladowca Kościoła. Po ludzku to dwa zupełnie odmienne żywioły – niczym ogień i woda – ich zetknięcie wróży katastrofę. A jednak z Bożej perspektywy tak różni od siebie święci Piotr i Paweł okazali się być filarami jednego, świętego, powszechnego Kościoła. Jak to możliwe? Bo Kościół nie jest ani piotrowy, ani pawłowy – Kościół jest Boży. To dlatego odmienność Apostołów nie rozsadziła tej wspólnoty, ale raczej poszerzyła przestrzeń jej oddziaływania. Poszerzyła i poszerza aż po dziś dzień, wraz z każdym ochrzczonym, który wnosi do Kościoła swój niepowtarzalny charakter, przeszłość, wrażliwość na Boże działanie. Dlatego świętując dzisiejszą uroczystość, śmiało możemy uradować się tym, że nawet największe indywidualności mogą w Bogu znaleźć swój wyraz i odpowiednie miejsce. Co prawda funkcja pierwszego biskupa Rzymu i Apostoła Narodów jest już od dawna obsadzona, ale w Kościele zawsze jest coś do zrobienia.