Do dziś w Indiach pokutuje przekonanie, że chrześcijanie łacińscy to nieco „gorszy sort”. Ale jeśli ktoś wywodzi się z dawnych chrześcijan syryjskich, to traktowany jest na równi z braminami – o tzw. chrześcijanach św. Tomasza w dniu jego wspomnienia liturgicznego mówi ks. dr hab. prof. UO Mateusz R. Potoczny, znawca i badacz chrześcijańskiego Wschodu, dziekan Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Opolskiego.
W średniowieczu zwierzchnictwo nad nimi sprawowali patriarchowie syryjscy: z Bagdadu albo Antiochii. Potem przypłynęli Portugalczycy, przypłynęli także europejscy biskupi – najsłynniejszym z nich był jezuita Francis Ross – spotkali indyjskich chrześcijan i powiedzieli im: "OK, możecie być chrześcijanami, ale jak chcecie być zbawieni, to droga jest tylko i wyłącznie jedna: rzymska. Dlatego musicie zmienić wyznanie". Wtedy zaczęły się podziały wśród chrześcijan św. Tomasza. Jedni mówili: "Nie możemy się zaprzeć chrześcijaństwa, które od tysiąca lat jest naszym dziedzictwem". Inni mówili: "Ale jeśli mamy być zbawieni, to musimy wejść w unię z Rzymem".
Od tamtego czasu zaczęły powstawać inne wspólnoty, m.in. Kościół syromalabarski – grupa chrześcijan obrządku syro-orientalnego, która przyjęła jurysdykcję Rzymu. Wtedy też zaczęła się, niestety, bardzo silna latynizacja: "Jeśli chcecie się modlić prawdziwie, to musicie sprawować Mszę świętą rzymską" itd. To trwało przez wieki.
W 1599 r. w. miał miejsce ważny synod w Diamper, którego zadaniem była ostateczna latynizacja. W proteście wobec kościelnej polityki Portugalczyków w 1653 r. grupa lokalnych chrześcijan pod wodzą archidiakona Indii złożyła przysięgę pod krzyżem w Mattanchery (tzw. Koonan Kurishu Sathyam), którą można streścić słowami: "My się nie zaprzemy naszego dziedzictwa". To był ważny moment, w którym wielu chrześcijan św. Tomasza zdecydowało, że nie będzie wchodzić w relacje z łacinnikami.
Dziś te denominacje chrześcijańskie są bardzo różnorodne i jest ich – przynajmniej tych głównych – siedem. Powstawały przez pączkowanie: wystarczyło, że ktoś wszedł w unię z jakimś patriarchą na Bliskim Wschodzie i już tworzył nowy Kościół. Sporo nowości wniosły tu również misje wspólnot protestanckich.
Co ciekawe, jeśli ktoś się wywodzi z tych dawnych chrześcijan syryjskich, to traktowany jest w społeczeństwie indyjskim na równi z braminami – to stosunkowo wysoki status. Natomiast lokalni chrześcijanie łacińscy traktowani są niemal jak pariasi – najniższa kasta. Dlaczego? Dlatego że kiedy przybyli tam Portugalczycy, najłatwiej było im ewangelizować tych, którzy byli tzw. bezkastowcami. Oni nie mieli nic do stracenia, a mogli zyskać co najmniej poczucie godności. Do dziś w Indiach pokutuje jednak przekonanie, że chrześcijanie łacińscy to nieco „gorszy sort”. Warto jednak dodać, że dotyczy to jedynie lokalnych wiernych Kościoła rzymskokatolickiego.
Dziś Indie to kraj głównie hinduistyczny. A w jakim otoczeniu religijnym żyli tamtejsi chrześcijanie w poprzednich wiekach?
To zależy od regionu. Chrześcijanie zamieszkiwali głównie wybrzeże Malabaru. Jest to obecnie stan Kerala, trochę także stan Tamil Nadu. Rozrośli się na tyle, że przez wieki stanowili tam według różnych źródeł 20-40 proc. społeczeństwach. Przedstawiciele pozostałych religii to byli oczywiście hinduiści. Na południu nie było i nie ma raczej buddystów. W średniowieczu zaczęli natomiast przybywać muzułmanie.
Niezły miks...
Tak, chrześcijańskie wyznania zakorzenione w tradycji Wschodu (m.in. syromalabarskie i syromalankarskie, które pozostają w jedności z Rzymem) przez prawie dwa tysiące lat musiały wkomponowywać się w ten religijny tygiel. Dziś mówią o sobie, że są hinduistyczni w kulturze, chrześcijańscy w religii i orientalni w kulcie. Używają do niego typowych hinduistycznych lamp, kolorów, organizują festiwale. Zapach kadzidła w świątyni chrześcijańskiej jest właściwie taki sam, jak w świątyni hinduistycznej. Wszyscy uczestnicy liturgii zgodnie z miejscowym zwyczajem są bez obuwia – dotyczy to wiernych świeckich, jak również celebransów. Używają charakterystycznych kolorowych parasoli. W niektóre święta rozsypują w prezbiteriach mnóstwo kwiatów.
Mężczyzna modlący się w jednym z indyjskich kościołów ks. Rafał M. Potoczny