Jedną z funkcji apostoła jest badanie duchów: „Nie dowierzajcie każdemu duchowi, ale badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków pojawiło się na świecie” (1 J 4,1).
Tym razem apostoł Paweł sprawdza ducha, jakiego mamy w sobie, by przekonać się, czy jest to „duch wiary”. Ten duch kieruje się prawidłowością: „uwierzyłem, dlatego przemówiłem”. Chodzi o gotowość głoszenia z przekonaniem zmartwychwstałego Chrystusa i przekazywanie tym sposobem Jego życia innym. Nie jest to zadanie spoczywające wyłącznie na duchownych. Mówił o tym biskup Karol Wojtyła podczas soboru w trakcie debaty o roli świeckich w Kościele. „Apostolat – podkreślał – wynika ze świadomości osobistego powołania chrześcijańskiego” i jest tym, co „należy połączyć z żywą wiarą każdego chrześcijanina”. Wiara działająca w człowieku zamienia się w jego życiowe doświadczenie, które domaga się różnych form jego uzewnętrznienia. Do tych bardziej szlachetnych i zaszczytnych należą świadectwo i apostolstwo. Bezpośrednio i podmiotowo przeżywane wiara i miłość do Chrystusa budzą w duszy ludzkiej apostoła. Po latach papież Jan Paweł II powiedział, że jeśli w jakimś miejscu Kościół traci ową gotowość ewangelizowania, przestaje być Kościołem. Może być wszystkim innym: wspólnotą zbiorowych doznań religijnych, klubem krzewienia zainteresowań kulturalno-duchowych czy też sprawnie działającą na polu społecznym organizacją pozarządową, ale nie Kościołem. Bo Kościół to wspólnota wiary w Zmartwychwstałego. A nie jest to wcale coś oczywistego.
W wielu miejscach świata Kościół przeobraził się już w instytucję walki o (domniemane) prawa ludzkie: błogosławione są pary gejowskie, trwają poszukiwania „ziaren prawdy i uświęcenia” we wszelkich alternatywnych postaciach ludzkiej miłości (także do zwierząt i przyrody), zachwalane są zalety pierwotnych niezmąconych cywilizacją form plemienności. Zdezorientowanym mieszkańcom naszej zglobalizowanej planety trudno dopatrzeć się w tym wszystkim znamion chrześcijańskiej wiary. Przechodzą obojętnie obok kolejnych kościelnych propozycji, w których nie brzmi kerygmat ani nie czuć zapachu życia wiecznego.
Wielu z tych, którzy trzymają się Chrystusowego krzyża i dbają o jakość przynależności do uwielbionego Pana, jest poddawanych presji, by porzucić adorację oraz liturgię i zaangażować się w kolektywne dostosowywanie się do potrzeb zsekularyzowanego świata. Nasz Kościół tymczasem kurczy się i wiotczeje. Wyburzane i wystawiane na sprzedaż są jego seminaria i świątynie. My jednak „nie poddajemy się zwątpieniu”, choć ginie w oczach nasza zewnętrzna postać. Ufamy, że Chrystusowy Kościół, „odnawiając się z dnia na dzień”, wyjdzie z okresu turbulencji piękniejszy i silny, napełniony owym „duchem wiary”, który otwiera serce na liturgię uświęcenia, a usta na zbawienny kerygmat. •