Mogła mieć od 17 do maksymalnie 19 lat w chwili śmierci. Przez całe wieki uważano, że zabiła ją gruźlica, tymczasem niedawno włoscy badacze ustalili, że św. Róża z Viterbo zmarła z powodu wrodzonej wady serca.
Mogła mieć od 17 do maksymalnie 19 lat w chwili śmierci. Przez całe wieki uważano, że zabiła ją gruźlica, tymczasem niedawno włoscy badacze ustalili, że św. Róża z Viterbo zmarła z powodu wrodzonej wady serca. "Nie znaleźliśmy żadnych śladów DNA pochodzenia mikrobakteriologicznego, a takie powinny być, gdyby przyczyną śmierci była gruźlica" – napisał prof. Ruggero Anastasio z Uniwersytetu im. Gabriele d'Annunzio w Chieti w artykule zamieszczonym przez prestiżowe medyczne pismo brytyjskie „The Lancet". Ponieważ szczątki świętej są zachowane w doskonałym stanie, jak na fakt że zmarła 770 lat temu, dlatego włoscy badacze prześwietlili jej serce i wówczas okazało się, że ma ono zmiany wskazujące na syndrom Cantrella, powodujący wadliwy rozwój dolnej części klatki piersiowej, szczególnie mostka i przepony brzusznej. Włoscy specjaliści doszukali się także na rentgenowskim zdjęciu serca św. Róży śladów trombozy czyli zakrzepicy. No dobrze - ktoś powie - miała mieć gruźlicę, a zabiła ją najprawdopodobniej tromboza, jakie to może mieć dla nas dzisiaj znaczenie? Ano takie, że najbardziej radykalna zmiana w życiu św. Róży pokrywa się w czasie z atakiem choroby. Jest rok 1250 gdy ta młoda kobieta doznaje nagle absolutnej niemocy, która równie cudownie się cofa. Dla naszej patronki jest to znak, by radykalnie odmieniła swoje życie. Zaczyna głosić Dobrą Nowinę i wzywać do nawrócenia. Ponieważ jej misja ewangelizacyjna przypada na trudny okres sporu zwolenników władzy papieża z poplecznikami cesarza więc trudno, żeby nie została politycznie użyta. Każdy chce na tym religijnym przebudzeniu św. Róży zbić własny polityczny kapitał. Ona tymczasem walcząc o każdy oddech z chorobą odbierającą jej życie chce uczynić coś dobrego – zmienić ludzkie serca, choć jej własne jest śmiertelnie chore. Zamiast spodziewanej zmiany ta młoda dziewczyna i jej ubodzy bliscy zostają wyrzuceni z rodzinnego Viterbo. Róża doznaje wtedy wizji według której prześladowania Kościoła rychło się skończą, wraz ze śmiercią cesarza. Jej słowa rychło się sprawdzają, Viterbo zostaje odbite z rąk zwolenników cesarza, a jej rodzina może wrócić do miasta. Niestety ona sama już tego nie doczekała. Może rok, góra dwa… tyle trwało jej duchowe przebudzenie. Cudowne wyzdrowienie być tylko chwilową cofnięciem śmiertelnej choroby, o której istnieniu nie miała pojęcia. Do tego jej dobre intencje zostały politycznie uwikłane. Czy jest sens upierać się przy wspominaniu Róży z Viterbo? Tak, bo ta młoda dziewczyna nie zmarnowała danego jej czasu, robiąc to, do czego wzywa nas – szczególnie w Wielkim Poście – prorok Izajasz: "Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go, dopóki jest blisko!"