Na jego pogrzebie prezydent Krakowa prof. Jacek Majchrowski powiedział, że "był jak Wyspiański". Z okazji mijającej dziś rocznicy śmierci malarza i teologa będą przypominane jego postać i dzieło.
J. Nowosielskiego nazywano "architektem religijnej wyobraźni". Gdy zmarł 21stycznia 2011 r., jego dzieło było już od dawna skończone. Ciężka choroba spowodowała, że ostatni obraz namalował w 1999 r. Wielu spośród kilkuset tysięcy krakowian zapewne nie wiedziało, że tuż obok nich mieszkał i tworzył jeden z największych malarzy religijnych świata.
"Wszystkiego na świecie się boję. Nie boję się tylko Chrystusa. Bo jest moim osobistym Zbawcą" - mówił artysta. Malowanie było dla niego aktem sakralnym, jednak jego wiara nie była cukierkowa. Przeżywał ją dramatycznie. W zmaganiach z Bogiem przeszedł także przez okres ateizmu.
Urodził się 7 stycznia 1923 r. w Krakowie. Ojciec był greckokatolickim Łemkiem z pochodzenia, więc mały Jurek stykał się od początku ze światem ikony. Jej głębsze zrozumienie nadeszło po obejrzeniu w czasie wojny w lwowskim Muzeum Ukraińskim wystawy ikon. "Wrażenie było tak silne, że tego spotkania z nimi nigdy nie zapomnę. Patrząc, odczuwałem po prostu ból fizyczny, kręciło mi się w głowie, brakowało tchu w piersiach, nogi odmawiały posłuszeństwa, nie byłem w stanie przejść z jednej sali do drugiej… Wszystko to, co później w ciągu życia realizowałem w malarstwie, było - choćby nawet pozornie stanowiło odejście - określone tym pierwszym zetknięciem w lwowskim muzeum" - wspominał po latach.
Już w czasie wojny zaczął studiować malarstwo. Przez 30 lat, od 1962 r. poczynając, był profesorem krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych. "Był przede wszystkim człowiek wiary. Zależało mu, by to było czytelne w jego malarstwie. Chciał uzewnętrznić przeżycie religijne, oczywiście dbając o jego jakość malarską. To połączenie intelektu i wiary, myślenia o tym co ponadczasowe, jest istotą jego sztuki i wyznacza mu niezwykle wysokie miejsce, nie tylko w sztuce polskiej" - wspominał go dla "Gościa Krakowskiego" prof. Stanisław Rodziński, malarz, były rektor krakowskiej ASP.
Sakralność malarstwa Nowosielskiego przejawiała się nie tylko w ikonach, ale także w obrazach abstrakcyjnych, pejzażach, a nawet aktach kobiecych. Krystyna Czerni nie wahała się stwierdzić, iż jest on "spadkobiercą sztuki wielkich wizjonerów, reżyserów przestrzeni i architektów religijnej wyobraźni". Był również myślicielem religijnym, bliskim chrześcijaństwu wschodniemu.
Ujmował życzliwością. "Poprosiłem go o opinię w związku z moją profesurą. Umówiliśmy się, przyszedł do mojej pracowni, oglądnął obrazy, o nic właściwie nie zapytał i po krótkiej wizycie oświadczył: »No to, panie kolego, dziękuję bardzo« - i poszedł. Było mi głupio, bo nie tak sobie wyobrażałem. Za kilka dni spotkaliśmy się na korytarzu akademii i Profesor mówi: »Mój tekst jest już przepisywany w sekretariacie. Proszę sobie odebrać. Coś tam też zostawiłem dla pana«. Podziękowałem, poszedłem do sekretariatu i przeczytałem obszerną, wnikliwą analizę kilkunastu moich obrazów. To mnie oszołomiło, bo uzmysłowiłem sobie, z jaką uwagą on oglądał moje prace i jak niewiele mu na to trzeba było czasu! Okazało się, że owo »coś« pozostawione dla mnie, to namalowany na desce piękny »veraicon«, który wisi na honorowym miejscu w moim mieszkaniu. Do tego dedykacja - »Kochanemu koledze!«"- wspominał prof. Rodziński.
Był doceniany, choć nie wszyscy go rozumieli. W ostatnich kilkunastu latach życia wyróżniono go m.in. doktoratem honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego (jako drugiego malarza po Janie Matejce) oraz udekorowano Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski. Jego dzieło propagował znany krakowski marszand Andrzej Starmach, opiekujący się z poświęceniem Nowosielskim aż do samego końca. Sztuka Nowosielskiego często spotykała się jednak z niezrozumieniem. "Prawosławni mi mówią, że maluję za katolicko - a katolicy, że za prawosławnie" - mówił.
Po jego śmierci przyszedł czas na jej zrozumienie. Krakowianie mają szczęście, że mogą zapoznać się z dziełami Nowosielskiego nie tylko w muzeach i galeriach, lecz także w przestrzeniach sakralnych: krakowskiej cerkwi prawosławnej przy ul. Szpitalnej, cerkwi greckokatolickiej przy ul. Wiślnej, klasztorze ojców dominikanów, kościele franciszkanów na Azorach i kościele benedyktynów w Tyńcu. Pozostała też po nim Fundacja Nowosielskich, powstała w celu wspierania najwybitniejszych zjawisk w sztuce polskiej i światowej.
Pochowano go 26 lutego 2011 r. w Alei Zasłużonych na cmentarzu Rakowickim. Wielkiego malarza żegnały tłumy. "Był zwornikiem między grekokatolicyzmem i prawosławiem" - powiedział o nim wówczas Zbigniew Suflita, krakowski konserwator zabytków. Nic więc dziwnego, że religijne krakowskie pożegnanie malarza było ekumeniczne. Najpierw odbyło się nabożeństwo żałobne ("parastas") w cerkwi greckokatolickiej przy ul. Wiślnej, gdzie 87 lat temu ochrzczono malutkiego Jurka Nowosielskiego. "Szukał Boga w różnych dziedzinach, przez swoje dzieła dawał siebie innym" - powiedział wówczas grekokatolicki biskup Włodzimierz Juszczak. Na nabożeństwie był obecny także kard. Franciszek Macharski. Następnie trumnę z ciałem zmarłego przewieziono do cerkwi przy ul. Szpitalnej, gdzie żegnało go duchowieństwo prawosławne.
Nad grobem w alei Zasłużonych cmentarza Rakowickiego przemawiali m.in. przedstawiciel prezydenta RP Tadeusz Mazowiecki, minister kultury Bogdan Zdrojewski, prezydent Krakowa Jacek Majchrowski, koledzy artyści malarze. "Był największym z największych" - powiedział prof. Stanisław Tabisz. "Swoją twórczość, jak mało który artysta, podbudowywał teologią i filozofią. Przychodzi mi na myśl jeszcze jeden taki twórca - Stanisław Wyspiański" - dodał prezydent Majchrowski.
Prof. Rodziński uznał cmentarz Rakowicki jedynie za tymczasowe miejsce pochówku. "Uważam, że gdy będzie już gotowy nowy Panteon Narodowy w podziemiach kościoła św. Piotra i Pawła, w pierwszym sarkofagu winno się złożyć trumnę tego wizjonera religijnego, wypowiadającego się za pomocą pędzla" - mówił w 2011 r. prof. Rodziński. Niestety zapomniano o tych słowach.
Na nabożeństwie żałobnym przy trumnie prof. Nowosielskiego w krakowskiej cerkwi grekokatolickiej był obecny m.in kard. Franciszek Macharski. Grzegorz Kozakiewicz