Jedni uznają ją za pobożną utopię, inni za głos proroka. Dziś w kilku krajach ukazuje się najnowsza książka papieża Franciszka „Powróćmy do marzeń. Droga ku lepszej przyszłości”.
„Bóg prosi nas, abyśmy mieli odwagę stworzyć coś nowego. Nie możemy wrócić do złudnego bezpieczeństwa struktur politycznych i ekonomicznych, które mieliśmy przed kryzysem. Potrzebujemy gospodarki, która da wszystkim dostęp do owoców stworzenia, dostęp do podstawowych potrzeb życiowych: do ziemi, pracy i mieszkania. Potrzebujemy polityki, która integruje i prowadzi dialog z biednymi, wykluczonymi i bezbronnymi, która pozwala ludziom zabierać głos w decyzjach, które mają wpływ na ich życie. Musimy zwolnić, dokonać bilansu i zaprojektować lepsze sposoby wspólnego życia na tej ziemi”, czytamy w najnowszej książce papieża „Let us dream. The path to a better future”, która 1 grudnia ma swoją światową premierę – ukazuje się w kilku krajach w języku angielskim i hiszpańskim, a wydawcą jest nowojorski Simon & Schuster (w Polsce ukaże się 15 grudnia, pod tytułem „Powróćmy do marzeń. Droga ku lepszej przyszłości”).
I
Tekst jest kompilacją stworzoną na bazie rozmów i wymiany e-maili między Franciszkiem a Austenem Ivereighem, biografem papieża. Jak mówi współautor, genezą książki jest czas wiosennej światowej kwarantanny, gdy papież pojawił się samotnie na placu św. Piotra „niczym pilot w czasie burzy, aby przeprowadzić ludzkość przez jedną z jej najciemniejszych nocy”. Franciszek wydawał się bezradny, jak bezradna jest ludzkość, a tymczasem on już myślał o tym, jak Kościół może uczestniczyć w budowaniu na nowo świata po ustaniu pandemii. Wkrótce papież powołał watykańską komisję, która miałaby za zadanie „przygotowanie przyszłości”. Wtedy Ivereigh zaproponował mu rozwinięcie tych myśli właśnie w formie książki. „Franciszek okazał się kierownikiem duchowym ludzkości”, pisze rozmówca papieża.
Tydzień temu wziąłem udział w prezentacji książki dokonanej przez Austena Ivereigha, brytyjskiego dziennikarza. Po lekturze całości mogę powiedzieć: nasza kultura odwykła od takich tekstów. Pięknych i kompletnych. Z jednej strony mamy tu do czynienia z narracją niemal nie z tego świata, a zarazem sprowadzającą nas z powrotem na Ziemię. Przytoczony wyżej fragment na pierwszy rzut oka brzmi trochę jak część kolejnej encykliki społecznej. „Let us dream” ma w sobie wszystkie cechy dotychczasowych wypowiedzi Franciszka, ale zarazem jest przeniknięta zupełnie nową narracją, spajającą w jedną klamrę tak wiele obszarów rzeczywistości, że można odnieść wrażenie, że to jakiś kompletny projekt zakładający całkowity reset świata. I podczas gdy jedni wieszczą rychły koniec wszystkiego, a drudzy spodziewają się powrotu do „normalności”, Franciszek zdaje się proponować jakieś zupełnie nowe otwarcie w dziejach ludzkości.
„Zaniedbaliśmy i źle traktowaliśmy nasze więzi z naszym Stwórcą i całym stworzeniem. Ale dobra wiadomość jest taka, że Arka czeka na nas, aby przenieść nas w nowe jutro. Covid19 jest naszą chwilą Noego, o ile będziemy mogli znaleźć drogę do naszej Arki więzi, które nas łączą: miłości i wspólnej przynależności”. I dalej: „Historia Noego z Księgi Rodzaju nie dotyczy tylko zaproponowanej przez Boga drogi wyjścia z zagłady, ale także wszystkiego, co nastąpiło potem. Odrodzenie ludzkiej społeczności oznaczało powrót do poszanowania granic, zahamowując lekkomyślną pogoń za bogactwem i władzą, wypatrując natomiast biednych i tych żyjących na krawędzi. Kluczem do odrodzenia było wprowadzenie szabatu i roku jubileuszowego - momentów powrotu do zdrowia i zadośćuczynienia, wybaczenia długów i przywrócenia relacji. Dały one czas ziemi na rozkwit, ubogim na znalezienie nowej nadziei, dały czas na odnalezienie przez ludzi ponownie ich zagubionych dusz. To jest łaska dostępna dla nas teraz, światło w samym środku udręki. Nie wyrzućmy jej do kosza”.
II
Papież pisze dalej: „Szczególnie pierwsze osiem rozdziałów Księgi Nehemiasza może rzucić na nas teraz dużo światła: cały ten trud w imieniu biednych i odbudowy ludzkiej godności, aż do radości z osiągnięcia tego, o co walczyli. Jest to radość, która doprowadza do łez, gdy słuchali odzyskanej Księgi Prawa Bożego. Na koniec Nehemiasz każe im iść do domów i świętować. Nie bądźcie przygnębieni, mówi, »gdyż radość w Panu jest waszą ostoją«. Ta radość daje siłę, aby iść naprzód (…). Jeszcze tam nie doszliśmy. Kryzys obudził w nas poczucie, że się potrzebujemy, że ludzkość wciąż istnieje. Teraz jest czas na nowy projekt Nehemiasza, nowy humanizm, który wzbudzi erupcję braterstwa, aby zatrzymać globalizację obojętności i hiperinflację jednostki. Musimy znów poczuć, że się potrzebujemy, że jesteśmy za siebie odpowiedzialni, również za tych, którzy jeszcze się nie urodzili i za tych jeszcze nie uważanych za obywateli”.
Media będą zapewne wyciągać poszczególne fragmenty na udowodnienie pewnych mocnych tez, ale to jest książka, której nie da się czytać fragmentami. Nawet jeśli pojawiają się odważne (czy nawet kontrowersyjne) propozycje ekonomiczne (jak np. postulat wprowadzenia tzw. powszechnego dochodu podstawowego), to wszystko trzeba czytać w kontekście całego sposobu myślenia Franciszka, w którym jest i głęboka duchowość ignacjańska, i trafne nawiązania do filozofii, i bardzo osobiste przykłady z własnego życia, a wszystko sprowadza się do otwarcia się na tzw. marginesy, bez czego nie będzie możliwa, zdaniem papieża, naprawa relacji międzyludzkich. Pozostawanie w centrum nie pozwala całym rzeszom ludzkości korzystać ze zdobyczy cywilizacji.
Ale nie chodzi tylko o udział w dobrach materialnych, ale i duchowych: „To właśnie tutaj narodził się Kościół, na peryferiach Krzyża, gdzie znajdujemy tak wielu ukrzyżowanych. Jeśli Kościół wyrzeka się ubogich, przestaje być Kościołem Jezusa; powraca do starej pokusy pozostania elitą moralną lub intelektualną. Jest tylko jedno słowo na określenie Kościoła, który staje się obcy ubogim: „zgorszenie”. Droga do geograficznych i egzystencjalnych marginesów jest drogą Wcielenia: Bóg wybrał peryferie jako miejsce objawienia w Jezusie swojego zbawczego działania w historii (…).Dlatego poszli za Jezusem. Dał im godność (…).Aby to zrobić, Jezus musiał odrzucić sposób myślenia elit religijnych swoich czasów, które przejęły prawo i tradycję. Posiadanie dóbr religii stało się środkiem do stawiania się ponad innymi, ponad tymi którzy nie byli tacy jak oni, ponad tymi których sprawdzali i oceniali. Mieszając się z celnikami i „kobietami o złej reputacji”, Jezus wyrwał religię z jej uwięzienia w granicach elit, wiedzy specjalistycznej i uprzywilejowanych rodzin, aby uczynić każdą osobę i każdą sytuację otwartą na Boga (capax Dei). Towarzysząc biednym, wyrzutkom i marginalizowanym, rozbił mur, który powstrzymywał Pana przed zbliżeniem się do Jego ludu, przed wejściem w Jego trzodę”.
III
„Świat jest teraz w labiryncie, a my kręcimy się w kółko, starając się nie zostać zjedzonym przez różne »minotaury«; albo idziemy naprzód, ale rozwidlającymi się ścieżkami nieskończonych możliwości, które nigdy nie doprowadzą nas do miejsca, w którym powinniśmy być. Labirynt może być naszym założeniem, że życie wróci do »normalności«. Labirynt może odzwierciedlać nasz egoizm, nasz indywidualizm, nasze niewidzenie, pragnienie, aby rzeczy wróciły do tego, czym były, ignorując fakt, że wcześniej nie było nam tak dobrze (…). W greckim micie, Ariadna wręcza Tezeuszowi kłębek nici, aby wyśledził drogę wyjścia. Kłębek nici, którą otrzymaliśmy, to nasza kreatywność w przezwyciężaniu logiki labiryntu, aby wyjść poza nasze centrum i przekroczyć siebie. Dar Ariadny to Duch, który wzywa nas do wyjścia z siebie – »drgnienie przynęty«, o którym G. K. Chesterton mówił w swoich opowieściach o Ojcu Brownie. To inni, podobnie jak Ariadna, pomagają nam znaleźć drogę i dawać z siebie to, co najlepsze”.
I niemal na samym końcu: „»Z pewnością decydujące wydarzenia w dziejach świata były zasadniczo spowodowane przez dusze, o których książki historyczne nic nie mówią«, napisała Edyta Stein (św. Teresa Benedykta od Krzyża). A to, jakim duszom powinniśmy dziękować za decydujące wydarzenia z naszego życia osobistego, to coś, co poznamy jedynie w dniu, w którym wszystko ukryte zostanie odkryte (…). Kiedy poczujesz drgnienie, zatrzymaj się i módl. Przeczytaj Ewangelię, jeśli jesteś chrześcijaninem. Lub po prostu stwórz w sobie przestrzeń do słuchania. Otwórz się… wyjdź z centrum… przekrocz siebie. A potem działaj. Zadzwoń; idź i odwiedź; zaoferuj swoją służbę. Powiedz, że nie masz pojęcia, co robią, ale może mógłbyś pomóc. Powiedz, że chciałbyś być częścią innego świata i pomyślałeś, że to może być dobry punkt wyjścia”, pisze papież.
Nie brak też i bardzo osobistych wątków, jak ten, w którym wspomina swoje „trzy czasy covidowe”: dobrowolne osamotnienie w Niemczech po to, by podszkolić język, czas choroby w młodym wieku (miał wycięty górny płat płuca) oraz czas zsyłki do Cordoby – i tutaj Franciszek przyznaje się nawet do błędów, za które musiał w ten sposób zapłacić. „Ten czas miał swoje korzenie w moim sposobie sprawowania przywództwa, jako prowincjał, a następnie rektor. Jestem pewien, że zrobiłem kilka dobrych rzeczy, ale potrafiłem być bardzo surowy. W Córdobie wystawili mi rachunek, i mieli rację”, mówi Następca św. Piotra.
Z postcovidowym kryzysem papież wiąże konsekwentnie nadzieję: „Jedną z moich nadziei w tym kryzysie jest to, że wrócimy do kontaktu z rzeczywistością. Potrzebujemy przejścia – ze świata wirtualnego do rzeczywistości, z abstrakcji do konkretu, z przymiotnika do rzeczownika. Jest tak wiele braci i sióstr »z krwi i kości«, prawdziwych ludzi z nazwiskami i twarzami, pozbawionych absolutnie wszystkiego, a których nie byliśmy w stanie ani zobaczyć, ani rozpoznać, bo tak bardzo byliśmy skupieni wyłącznie na sobie. Ale teraz niektóre klapki z naszych oczu spadły, i mamy szansę zobaczyć na nowo (…). Obojętność blokuje Ducha poprzez zamknięcie się na możliwości, które Bóg tylko czeka, by nam zaproponować, możliwości które zalewają nasze myślowe schematy i kategorie. Obojętność nie pozwala ci czuć emocji Ducha, które ten kryzys musi sprowokować w naszych sercach. Blokuje szansę na rozeznanie. Obojętna osoba jest zamknięta na nowe rzeczy, które Pan Bóg nam oferuje (…). Kiedy stajemy twarzą w twarz z wyborami i przeciwnościami, pytanie jaka jest wola Boża otwiera nam nieoczekiwane możliwości. Określam te nowe możliwości jako »przepełnienie«, wylanie które często rozbija brzegi naszego myślenia”.