Wiele osób przyszło pomodlić się przy trumnie śp. Stanisława Kwaśnego w kościele w Mesznej i odprowadziło go na cmentarz. Nie zabrakło przy nim jego najważniejszych dzieł: figur Jezusa Frasobliwego. Choć wyrzeźbił je ten sam artysta, różniły się znacznie od siebie. Pierwsza przedstawiała Jezusa w czerwonej szacie, z głową opartą na dłoni. Druga, z surowego drewna, bez barwnych ozdób, za to z uniesioną głową i wzrokiem skierowanym ku niebu. Taką drogą życia: ku niebu, szedł niezwykły rzeźbiarz z Mesznej...
Pogrzebowej Eucharystii przewodniczył ks. kan. Andrzej Piotrowski, proboszcz w Mesznej, a przy ołtarzu stanęli również: ks. Paweł Śmigiel z diecezji włocławskiej oraz ks. prof. Roman Buchta, dyrektor wydziału katechetycznego Kurii w Katowicach, obydwaj od lat kolekcjonujący piękne rzeźby mistrza Stanisława i zafascynowani ich niezwykłą wymową.
W ostatniej drodze towarzyszyła mu nie tylko najbliższa rodzina i przyjaciele, ale liczni miłośnicy jego rzeźb, artyści, harcerze, koledzy z wojska, przedstawiciele gminnych władz, delegaci instytucji kultury.
Ostatnie pożegnanie w kościele w MesznejNad grobem pożegnalną melodię na okarynie zagrał mu inny laureat Nagrody im. Oskara Kolberga - Antoni Gluza z sąsiedniego Szczyrku, a Bogdan Wandzel przy trumnie rzeźbiarza odczytał list Lesława Werpachowskiego, dyrektora Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej, oraz kuratora Galerii ROK Zbigniewa Micherdzińskiego. Znalazły się w nim słowa podziękowania za udział artysty w jubileuszowej wystawie z okazji 30-lecia Galerii ROK i za całą wieloletnią współpracę. Z powodu obostrzeń pandemicznych nie odbyła się październikowa uroczystość, podczas której śp. Stanisław Kwaśny miał ten list odebrać, więc trafił on do rąk małżonki artysty - Bronisławy.
Z wielką serdecznością żegnali go weterani 16. Batalionu Powietrznodesantowego z Krakowa, wspominając wspólną służbę i przyjaźń.
Mistrz Stanisław
Długo mógł opowiadać o swoich rzeźbach. W każdą wkładał serce, każdą kochał, choć najważniejsze były z pewnością postacie Frasobliwego. Dwie z nich towarzyszyły mu w czasie pogrzebu. Przed trumną stanęła jedna z ostatnich rzeźb, inna niż wcześniejsze: z surowego drewna, z uniesioną głową i wzrokiem skierowanym ku niebu. - To był kierunek, w którym spoglądał Stanisław. Był człowiekiem głęboko wierzącym, który wiedział, że jest Bóg! - mówił podczas pogrzebu ks. Paweł Śmigiel, jeden z wielu miłośników twórczości mistrza Stanisława.
Homilię pogrzebową wygłosił ks. Paweł Śmigiel, kolekcjoner sztukiBył skromny, pracowity, szczery, a przy tym obdarzony wspaniałym poczuciem humoru i optymizmem, którym emanują też kochane przez miłośników jego dzieł aniołki: uśmiechnięte, rozśpiewane, pogodne, pełne ciepła. Zostawił ich po sobie całe zastępy, a także długi szereg figur Pana Jezusa Frasobliwego, Matki Bożej i świętych, bożonarodzeniowe szopki i gwiazdy kolędnicze. Rzeźbił w drewnie i kamieniu, a jego prace trafiły do galerii i kościołów w Polsce i poza jej granicami. Z dumą podkreślał, że jedna z nich podczas prywatnej audiencji w Watykanie została wręczona Janowi Pawłowi II.
- Stanisław Kwaśny był nie tylko pracowitym twórcą, ale także wyjątkowo zaangażowanym animatorem sztuki rzeźbiarskiej, chętnie dzieląc się jej tajnikami podczas licznych warsztatów, które prowadził - podkreślał Zbigniew Micherdziński, który na początku tej artystycznej drogi zachęcał Stanisława Kwaśnego do rzeźbienia, a w 2019 r. był kuratorem jego autorskiej wystawy „Tajemnica (s)tworzenia według Stanisława Kwaśnego” w Galerii ROK w Bielsku-Białej.
Chrystus Frasobliwy stanął też przed ołtarzem w MesznejZa osiągnięcia artystyczne oraz popularyzację rzeźby ludowej twórca z Mesznej otrzymał m.in. Złoty Krzyż Zasługi, honorową odznakę „Zasłużony dla Kultury Polskiej”, Nagrodę im. Władysława Orkana. Był też nominowany do Nagrody Starosty Bielskiego im. ks. Józefa Londzina.
Z Janem „od biedronki”
Niezwykła artystyczna przyjaźń połączyła go z wybitnym poetą ks. Janem Twardowskim, który z upodobaniem jego piękne i pełne optymizmu rzeźby wybierał jako ilustrację swoich tomików. Na moje pytanie o ks. Jana Twardowskiego pierwszą odpowiedzią był jego promienny uśmiech. - Z księdzem wiążą się piękne wspomnienia - mówił pan Stanisław, po czym sięgał po swój wielki skarb: trzy tomy „Kazań najkrótszych” ks. Twardowskiego, z jego pracami na okładkach i z osobistymi dedykacjami autora. Jak najcenniejsze relikwie pokazywał ręczne zapiski poety, listy.
Tak zaczynał opowieść o niezwykłych spotkaniach w warszawskim mieszkaniu ks. Twardowskiego, który bardzo się cieszył z każdego spotkania z rzeźbiarzem, tak podobnie jak on szukającym bliskości Boga w najprostszych znakach, uśmiechu.
- Kiedyś odwiedziłem go w dniu, w którym w czasie śniadania odwieziony został do szpitala, bo gorzej się poczuł. Przyszedłem chwilę później i zastałem już puste mieszkanie. Na stole, przy którym jadł, leżała nagryziona bułka, kubek herbaty, a tuż obok mój aniołek z biedronką, którego wyrzeźbiłem na jego prośbę - bo on był przecież „księdzem Janem od biedronki”. Innym razem prosił mnie o inną rzeźbę: mamy oślicy koniecznie z młodym osiołkiem, w scenie wjazdu Pana Jezusa do Jerozolimy. Bardzo się zdziwiłem, że właśnie te moje rzeźby były tak blisko niego, stały na stole, a on patrzył na nie przy śniadaniu - wspominał wzruszony jeszcze rok temu Stanisław.