- Kościół tutaj jest mieszanką kultur i narodowości, ale tworzy jedną wspólnotę. W jednej z moich wcześniejszych parafii naliczyliśmy przedstawicieli 51 narodowości - opowiada bp Karol Kulczycki SDS. Dotychczasowy wiceprowincjał polskich salwatorianów niebawem rozpoczyna posługę w diecezji Port Pirie.
Czy to oznacza sporadyczny kontakt wspólnoty z kapłanem?
W mniejszych miejscowościach tak to się odbywa, bo ksiądz nie jest w stanie w każdą niedzielę pokonać tak dużych odległości dzielących poszczególne miejsca. Pracowałem niegdyś w takiej countrowej parafii w Esperance, gdzie miałem 8 miejsc do odprawiania Mszy św. weekendowych. Dojeżdżałem do miejscowości w promieniu 200 km, oddalonych od siebie w różnych kierunkach. Nie było fizycznej możliwości, żeby w każdym z tych miejsc być w każdą niedzielę. Niektóre wspólnoty miały więc Msze św. raz na dwa tygodnie, inne nawet raz w miesiącu. W niektórych z tych miejsc nie było kościoła czy kaplicy, odprawiałem więc Msze św. w odległych o 150 km centrach, gdzie wokół byli tylko farmerzy. Kiedy tam przyjeżdżałem, ludzie zjeżdżali się ze wszystkich stron, by uczestniczyć we Mszy św. Pamiętam z początków mojej pracy duszpasterskiej w Australii Msze św. w środku buszu, gdzie do najbliższej miejscowości było 200 km. Mimo to rodziny przyjeżdżały, była muzyka, śpiewy, choć liturgię odprawialiśmy w warunkach polowych.
Świeccy angażują się pomimo nieobecności księdza?
Różnie z tym bywa. W niektórych miejscach są nadzwyczajni szafarze Eucharystii. W miejscowościach, do których kapłan dojeżdża raz w miesiącu, świeccy odprawiają liturgię Słowa, spotykają się we wspólnocie na modlitwie.
Ksiądz Biskup pracował wcześniej w Australii Zachodniej, teraz trafi na południe. Jakie są różnice między tymi regionami?
Dopiero będę je poznawał. Z tego, co wiem, widzę i dowiaduję się od tamtejszych księży, Kościół w Australii Południowej jest countrowy, misyjny. Duże odległości, mniejsze wspólnoty, ale ludzie zaangażowani w życie parafii. Pracowałem jakiś czas w country, ale przede wszystkim w miejskich parafiach. Przyszła do mnie kiedyś pewna kobieta. Mówiła, że gdy mieszkała w country, chodziła do kościoła regularnie. Gdy przeprowadziła się do miasta, znalazła się w dużej parafii i poczuła się, jakby zniknęła w tłumie. Przestała chodzić do kościoła, bo poczuła się niedostrzeżona przez wspólnotę. Jak mi opowiadała, w country chodziła do kościoła ze względu na tradycję. Gdy przyjechała do miasta, ta tradycja nie była już tak widoczna, więc odeszła. Po jakimś czasie jednak zauważyła, że czegoś jej brakuje, że nie chodzi tylko o tradycję, ale o coś więcej – o relację z Bogiem.
Czyli ta wygoda życia, o której mówiliśmy wcześniej, nie zagłusza duchowego głodu?
Człowiek, który żyje wiarą, chce się nią dzielić, bo ona wypełnia go radością. Kiedy cieszymy się tym, że jesteśmy blisko Pana Boga i On ma dla nas znaczenie, nie potrzebujemy wielkich wyzwań, bo dzielenie się radością jest naturalną rzeczą. Autentyzm takiego świadectwa przyciąga innych.
Co jest największą siłą i pięknem Kościoła australijskiego?
Zaangażowanie ludzi, którzy przychodzą do kościoła. Ci, którzy tutaj są w Kościele, zdają sobie sprawę z tego, dlaczego w nim są. Wiedzą, że to nie jest tylko kwestia tradycji. Chcą być częścią Kościoła i brać udział w jego życiu. To zaangażowanie widać. Wielkim bogactwem Kościoła w Australii jest też jego różnorodność. Mieszka tu wiele osób pochodzenia włoskiego czy azjatyckiego, pochodzących z wielu innych części świata. Każda z tych grup ma swoją specyfikę. Kościół tutaj jest mieszanką kultur i narodowości, ale tworzy jedną wspólnotę. W jednej z moich wcześniejszych parafii naliczyliśmy przedstawicieli 51 narodowości. To jest nasze bogactwo. W przeszłości starano się, by przybysze z innych stron świata asymilowali się, przejmowali kulturę australijską. W tej chwili stawia się na różnorodność. Kultywowane są tradycje narodowe i lokalne, bo one wzbogacają wspólnotę australijską. Dlatego tak popularne są tutaj festyny narodowościowe. Ludzie dzielą się tym, że są np. Polakami, ale jednocześnie stanowią część narodu australijskiego. Tak jest też w Kościele. Ludzie wyrażają swoją religijność w różny sposób i chodzi o to, by łączyć to w całość, dać każdemu sposobność do budowania relacji z Panem Bogiem. To buduje i umacnia wspólnotę, nie dzieli jej, ale łączy.