Na rękach Zygmunta Szczęsnego Felińskiego zmarł Juliusz Słowacki. Nie tylko wieszcz był przekonany o świętości niezwykłego kapłana.
Gdy został arcybiskupem Warszawy, Zygmunt Szczęsny Feliński miał zaledwie 39 lat. Cały Petersburg płakał, że opuszcza go najlepszy ksiądz w Rosji. Jego powołanie zrodziło się nad grobem przyjaciela, Juliusza Słowackiego. Choć Zygmunt Szczęsny Feliński już jako młodzieniec złożył ślub czystości. Wieszcz, zanim zmarł na kolanach świętego przyjaciela w Paryżu w 1849 r., przepowiedział że ten „czysty brylant” kiedyś stanie się chlubą narodu.
Abp Zygmunt Szczęsny Feliński spędził na ul. Miodowej zaledwie 16 miesięcy. Wystarczająco jednak, by uznano ten czas za opatrznościowy powiew Ducha Świętego. Stolica przyjęła jednak abp. Felińskiego chłodno: jego kandydaturę wysunął car, a wezwania do nieprzelewania krwi wzbudzały podejrzenia o współpracę z zaborcą.
Pasterzowanie abp. Felińskiego przypadło na okres między 9 lutego 1862 r. do 14 czerwca 1863 r., czyli największego wrzenia, manifestacji patriotycznych i wybuchu powstania styczniowego. Władze carskie kojarzyły się ze stanem wojennym, godziną policyjną, aresztowaniami i zsyłkami na Sybir. Arcybiskup kierował się jednak doświadczeniem: przewidywał klęskę ponownego zrywu narodu. Uważał, że „prawdziwy patriotyzm" polega „nie na głośnych okrzykach, lecz na sumiennej, a wytrwałej pracy dla dobra kraju".