- Nie tylko pierwszy dzień pielgrzymowania, ale także każdy kolejny zaczynamy Mszą św. w kościele św. Maksymiliana, przed obrazem MB Częstochowskiej. Potem wsiadamy do samochodów i ruszamy na trasę kolejnego dnia, którą przemierzamy pieszo z krzyżem i modlitwą, a wieczorem, kiedy wracamy do domów, w kościele modlą się także za nas parafianie, którzy nie mogli pójść. Tak łączy nas ta modlitwa - podkreślają uczestnicy nietypowego wędrowania do Matki Bożej.
Codziennie o 20.00 przed obrazem Jasnogórskiej Pani w oświęcimskim kościele płonie świeca i odbywa się czuwanie modlitewne, w którym udział bierze także ks. Ariel Stąporek, a pielgrzymi duchowi modlą się za tę swoją reprezentację, która idzie ku Jasnej Górze w imieniu własnym, ale też wszystkich oświęcimskich pątników.
W drodze opiekę duchową nad pątnikami sprawuje ks. Ariel Stąporek.- Po prostu nie wyobrażam sobie, żeby 7 sierpnia nie wyjść z Oświęcimia na Jasną Górę. Nogi same niosą - mówi Michał Chrzan, jeden z tych kilkunastu, którzy wyruszają co rano na poszczególne odcinki pielgrzymkowego szlaku. Na początku było ich dwunastu, ale czasem bywa kilka osób więcej. Nie stanowią jednak grupy, w której nie dałoby się zadbać o pełne bezpieczeństwo uczestników, jak i tych, których odwiedzają w drodze. Aby uniknąć zagrożeń podczas pieszej wędrówki i ryzyka rozprzestrzeniania wirusa podczas noclegów, wracają codziennie do swoich domów na noc. Dla bezpieczeństwa pielgrzymów towarzyszy im też samochód, w razie gdyby była potrzebna pomoc.
- Wczoraj szli jedni, a dzisiaj pielgrzymuje już częściowo inny skład. Idziemy trasą grupy pomarańczowej. W pierwszym dniu dotarliśmy do Jaworzna-Szczakowej, a potem do Siewierza, potem do Koziegłów i do Hutek, a we wtorek będziemy na Jasnej Górze. Nawiedzamy po drodze tradycyjnie te kościoły, w których po drodze modliliśmy się zawsze - i jak zawsze jesteśmy serdecznie witani. Wprawdzie księża proboszczowie nie posiadają się ze zdumienia, kiedy nas widzą, bo nikt się nas nie spodziewał, skoro pielgrzymka została odwołana, ale chętnie otwierają drzwi kościołów i serca - dodaje Maria Wróblewska.
Modlitwa przed obrazem MB Częstochowskiej w oświęcimskim kościele św. Maksymiliana.Pomysł, żeby taką małą grupą iść prywatnie, wśród stałych bywalców pielgrzymki rzucił jeden z weteranów: Krzysztof Młodzik. Myśl znalazła entuzjastów i po sprawdzeniu wcześniejszym trasy, upewnieniu, że można nią przejść bez przeszkód, poszli z krzyżem na czele, a także oświęcimskim proporcem i biało-czerwoną flagą.
Nad konferencjami w drodze i wspólnymi modlitwami Godzinek, Różańca czy Drogi Krzyżowej czuwa ks. wikary Ariel Stąporek. - Ale śpiewy, których jest mnóstwo, prowadzimy sami, bo wiemy, że kto śpiewa, ten dwa razy się modli - dodają z uśmiechem oświęcimscy pątnicy. Upalna pogoda daje się we znaki, ale Jasna Góra jest coraz bliżej. Bo serce się rwie do Matki, a idzie się w tak wspaniałym towarzystwie: Matki i Jej Syna. To jest taki czas, że czuje się Ich obecność. Ja wiem, że są przy mnie, każdy z nas odczuwa to podobnie i idziemy z wielką radością, bo czujemy to bicie serca Maryi przy nas - zaznacza pani Maria.
- Ja idę w tym roku po raz osiemnasty, więc osiągam pielgrzymkową pełnoletniość - śmieje się Michał Chrzan. - Tym razem jest to jednak inne pielgrzymowanie. Zawsze byłem porządkowym, a teraz nie idę jako funkcyjny, choć raz, kiedy przechodziliśmy na trasie przez drogę ekspresową, to doświadczenie i uprawnienia do kierowania ruchem, jakie mamy tu z Zuzą, przydały się i w tym roku.
- Gdyby się nie poszło na pielgrzymkę, to trochę tak, jakby człowiekowi odciąć dopływ tlenu - dopowiada Zuzanna Głogowska, która na Jasną Górę idzie po raz siedemnasty. - To jest taki czas, kiedy człowiek wie, że żyje, że może liczyć na drugiego człowieka - co w dzisiejszych czasach wcale nie jest oczywiste. Tutak każdy ma otwarte serce, każdy wspiera, pomaga i za każdym razem nasza wiara wzrasta. Zawsze też mamy za co dziękować, o co prosić. To na pewno trud, który nie jest daremny... Koronawirus przeszkodził nam w tradycyjnym pielgrzymowaniu, ale w przedostatnim dniu pielgrzymki odprawiliśmy pokutne nabożeństwo Drogi Krzyżowej z prośbą o ustanie tej epidemii i w intencji całego narodu. To też jeden z celów tego pielgrzymowania - mówi pani Zuzanna.
W drodze ich grupkę z krzyżem witają nieraz okrzyki: - Jak to? Miało was nie być, a jednak idziecie?!
- Całe szczęście, że idą choć w tej grupce - wyznaje pani Barbara, mieszkanka Hutek. - My tu przecież na nich cały rok czekamy. Chcemy ich zobaczyć, jesteśmy myślami z nimi i mamy ze sobą kontakt przez cały rok. Pielgrzymi są dla nas jak rodzina i nie wyobrażamy tego sierpnia bez nich. Oni tą swoją wędrówką pokazują, że Maryja jest zawsze z nami, zawsze nas chroni i prowadzi do Syna. I że nic nas nie rozłączy.