„Tak, obywatele, religia jest nie do pogodzenia z ustrojem wolności, czujecie to tak samo jak ja. "
„Tak, obywatele, religia jest nie do pogodzenia z ustrojem wolności, czujecie to tak samo jak ja. Nigdy wolny człowiek nie pochyli głowy przed bogami chrześcijaństwa (…) Oddajcie nam pogańskich bogów!” Te słowa nie padły oczywiście z ust dzisiejszego patrona, wręcz przeciwnie. Wypowiedział je do francuskich rewolucjonistów markiz de Sade, by nie cofnęli się ani o krok w walce z Kościołem. Walce, która w roku 1794 osiągnęła swoje apogeum, a której ofiarami stały się wspominane dzisiaj i jutro męczennice. Bo od wypowiedzianych publicznie słów pełnych pogardy, do idących w ich duchu krwawych czynów droga nie jest daleka. A w tamtym czasie we Francji skrócono ją jeszcze bardziej poprzez stosowne akty prawne: najpierw konstytucję cywilną kleru, potem likwidację zakonów, dalej decyzję o deportacji tych, którzy nowemu prawu się nie poddają i wreszcie rzecz najbardziej radykalna – ustanowienie kary śmierci dla osób konsekrowanych, które odmówiły złożenia przysięgi na wierność nowej, świeckiej konstytucji. Taka sama kara spotkać miała również świeckich, którzy będą udzielali im schronienia lub będą uczestniczyli w nabożeństwach przez nich odprawianych. Do wykonania tego prawa powołano stosowną liczbę nadzwyczajnych Trybunałów Rewolucyjnych, a miasta gdzie miały one siedzibę zapisały się krwawymi zgłoskami w historii Kościoła we Francji. To dwa takie właśnie trybunały – jeden ustanowiony w miejscowości Orange, a drugi w Paryżu – wydały wyroki śmierci na wspominane w tych dniach zakonnice. Ten z Orange, choć procedował w sumie mniej niż dwa miesiące, skazał na śmierć ponad 300 kapłanów, zakonników i zakonnic. Pośród nich znalazły się i wspominane dzisiaj 32 siostry benedyktynki, cysterki, sakramentki i urszulanki. Kiedy rozpoczęły się prześladowania, musiały one opuścić swoje pierwotne domy zakonne. Osiadły we wspólnym domu w Bollene, gdzie żyły w ubóstwie, poświęcając swój czas modlitwie. Jednak na fali zaostrzenia rewolucyjnego terroru zostały aresztowane, zamknięte w więzieniu La Cure [la kir – czyli lekarstwo] i zgilotynowane między 6 a 26 lipca 1794 roku. Bezpośrednio przed egzekucjami zakonnice według świadków śpiewały „Te Deum”. Nie inaczej rzecz ma się także z francuskimi męczennicami, które Kościół wspomina jutro. Owe 16 karmelitanek z Compiegne [kompień] także początkowo podporządkowało się nowemu prawu i opuściło swój dom zakonny oraz zdjęło habity. Przez dwa lata mieszkały w małych grupkach w wynajętych blisko siebie domach, utrzymując - o ile to było tylko możliwe - zasady życia zakonnego. Gdy jednak walka z Kościołem przybrała od roku 1793 na sile, oskarżono je o życie we wspólnocie zakonnej, aresztowano, przewieziono do Paryża i stracono 17 lipca 1794 roku. Wiezione na miejsce straceń śpiewały Miserere i Salve Regina. Ujrzawszy szafot, odśpiewały jeszcze hymn „Przybądź Duchu Święty” i na głos odnowiły swoje przyrzeczenia chrzcielne oraz śluby zakonne. Jako ostania zginęła ich matka przełożona, bł. Teresa od św. Augustyna. Co ciekawe właśnie one, męczennice z Compiegne były pierwszymi ofiarami terroru rewolucji francuskiej, wobec których rozpoczęto proces beatyfikacyjny. Kiedy zostały wyniesione do chwały ołtarzy? 27 maja 1906 roku przez Piusa X.