Lidia Stopyra, ordynator Oddziału Chorób Infekcyjnych i Pediatrii Szpitala im. Żeromskiego w Krakowie, tłumaczy, na czym polega ryzyko zakażenia COVID-19 podczas spowiedzi, Komunii św. i w czasie odwiedzin kapłanów u chorych.
W czasie pandemii niełatwo jest też spowiadać. W jednym z wywiadów minister zdrowia uczulał, że jeśli do konfesjonału przyjdzie osoba zakażona (także ta bezobjawowa), która przez dłuższą chwilę klęczy tam, oddycha, mówi, dotyka kratek, zostawia po sobie "ślady".
Z punktu widzenia lekarza zakaźnika ta sytuacja jest całkowicie niedopuszczalna. Bo jeśli kolejne osoby będą po sobie klękały - a wystarczy, że jedna, na początku, będzie zakażona - to prawie wszyscy następni też się zarażą. Żeby porządnie zdezynfekować kratki i konfesjonał, potrzeba czasu. W szpitalu salę po osobie zakażonej myjemy 4 godziny! To najkrótsza procedura przy gładkich, zmywalnych powierzchniach. A kratki konfesjonału często są drewniane, rzeźbione. Mówiąc najprościej, konfesjonał mógłby być bombą epidemiologiczną.
Biskupi zdecydowali więc, by kratki konfesjonału zabezpieczyć folią - zarówno od strony księdza, jak i spowiadającego się. Penitent, odchodząc, ma przetrzeć folię nawilżaną antybakteryjną chusteczką. To dobre rozwiązanie?
Folia chroni księdza. Po drugiej stronie konfesjonału na folii gromadzą się wirusy. Nie ma takiej możliwości, by dobrze odkazić ją chusteczką. Jeżeli wśród spowiadających się znajdzie się jedna osoba zakażona, większość pozostałych zachoruje, a 5 proc. z nich znajdzie się na oddziałach intensywnej terapii. Wielu umrze.
Co więc mogą zrobić kapłani, by spowiadać w bezpieczny sposób? W kilku parafiach księża proponują penitentom spacery wokół kościoła, bo pogoda sprzyja rozmowie na świeżym powietrzu.
Na spacerze też trzeba zachować od siebie odległość dwóch metrów. A wtedy nie da się mówić cicho, by słyszał tylko kapłan. Najlepiej byłoby spowiadać w pokoju (salce parafialnej), w której odległość między księdzem a spowiadającym się wynosi minimum dwa metry. Ale, uwaga! Pomiędzy kolejnymi osobami należałoby pozmywać powierzchnię i porządnie wywietrzyć pomieszczenie. W ten sposób niewielu uda się wyspowiadać. W tym czasie epidemii izolacja naprawdę jest konieczna. Dlatego te święta muszą być wyjątkowe, pod każdym względem. Co ważne - niewskazane są nie tylko czynności religijne, które wykonujemy z okazji świąt Wielkiejnocy, ale też i zwykłe, świeckie spotkania rodzinne. Zostańmy w swoich domach, by wskaźnik zachorowań nie poszybował w górę.
W Wielki Czwartek dowiemy się, czy rząd "poluzuje" ograniczenia i czy w Wielkanoc na Mszę św. będzie mogło iść 50 osób...
Na razie jest dyspensa od uczestnictwa w Mszy św. i choć dla katolików Wielkanoc to najważniejszy czas w roku, warto z tej dyspensy skorzystać. Przyznam szczerze, że gdy niedawno oglądałam modlitwę papieża Franciszka, który stał samotnie w strugach deszczu na pl. św. Piotra, zrobiło to na mnie niesamowite wrażenie. To było naprawdę przejmujące. Sytuacja, którą mamy, zmusza nas do innego przeżywania tych świąt Wielkiejnocy. Innego, a może właśnie przez to głębszego. Pomyślmy w ten sposób. Pomyślmy o odpowiedzialności, o miłości do bliźniego. I niech nas w tym roku kapłani nie zabierają do pustego grobu (dosłownie). Niech o zmartwychwstaniu oznajmią nam tak, jak kiedyś zrobili apostołowie.
Lek. Lidia Stopyra jest ordynatorem Oddziału Chorób Infekcyjnych i Pediatrii Szpitala im. Żeromskiego w Krakowie. Wielokrotnie wyjeżdżała też na misje medyczne do Afryki i Ameryki Południowej, gdzie leczyła m.in. chorych na trąd, malarię czy gruźlicę. Na misjach współpracuje z posługującymi tam kapłanami, zakonnikami oraz siostrami zakonnymi.