Dawne społeczeństwa niemal przez cały czas doświadczały epidemii oraz pandemii chorób zakaźnych. Nie omijały one również terytorium Polski. Niektóre z nich miały duży wpływ nie tylko na historię, lecz także na rozwój medycyny, a nawet funkcjonowanie instytucji państwowych i sposób życia.
Epidemie dżumy w Europie wygasły do początku XIX wieku. Do tego czasu czarna śmierć zebrała straszliwe żniwo. W miarę wiarygodne szacunki liczby zmarłych w Prusach mówią o 300 tys. ofiar w latach 1709-1713. W 1771 r. zaraza w Moskwie zabiła od 50 do 100 tys. mieszkańców, czyli nawet 1/3 populacji miasta. Dżuma miała powracać do Europy w kolejnych dziesięcioleciach, ale już na nieporównywalnie mniejszą skalę. Koszmarem wieku XIX miały się stać epidemie cholery.
U progu lat dwudziestych XIX wieku w relacjach kupców podróżujących do Indii i Azji Południowo-Wschodniej pojawiają się opisy choroby objawiającej się wymiotami, biegunką, utratą wagi i plamami na ciele. Arabscy żeglarze nazywali ją "kholera", co oznacza "upływ żółci". Jej ekspansja rozpoczęła się od najdalszych regionów Azji, włącznie z zamkniętą dla świata Japonią. W 1830 r. dotarła do Rosji, a następnie pozostałych krajów Europy. Egzotyczna choroba została początkowo potraktowana jako niegroźna ciekawostka z najdalszego krańca świata. Niemiecki poeta Heinrich Heine pisał o pierwszych dniach zakażenia: "Ponieważ było to śródpoście [czwarta niedziela Wielkiego Postu - przyp. red.], świeciło słońce, a i pogoda była urocza, paryżanie spacerowali tłumnie z tym większą prostodusznością po bulwarach, gdzie zobaczyć można było maski, które parodiując chorobliwe zabarwienie i przygnębioną twarz, szydziły z lęku przed chorobą i z samej choroby".
Bogatym paryżanom i mieszczanom z innych metropolii ówczesnej Europy wydawało się, że cholera zbiera swoje żniwo wyłącznie wśród najniższych kręgów społecznych. Jednak już w 1831 r. na tę chorobę zmarł książę Konstanty Romanow, który po ucieczce z Warszawy w listopadzie 1830 r. obserwował działania rosyjskiej armii przeciwko powstańcom. Niemal w tym samym czasie, 10 czerwca 1831 r., zmarł dowodzący wojskami carskimi feldmarszałek Iwan Dybicz Zabałkański. Również w 1831 r. cholera zabrała wielkich przedstawicieli pruskiego życia intelektualnego - Carla von Clausewitza i Georga Wilhelma Hegla. Prawdopodobnie ofiarą jednej z kolejnych fal zarazy był Adam Mickiewicz, zmarły w 1855 r. w Stambule.
Pandemie cholery stanowiły przełom w myśleniu o przeciwdziałaniu chorobom zakaźnym. W 1854 r. brytyjski lekarz John Snow rozpoczął badania nad rozprzestrzenianiem się cholery w najbiedniejszych dzielnicach Londynu. Jego zdaniem obowiązująca od średniowiecza teoria miazmatów, czyli wywoływania chorób przez "złe powietrze", była błędna. Snowowi udało się zidentyfikować źródło zarazy - studnię znajdującą się w epicentrum zachorowań. W ciągu kilku kolejnych dziesięcioleci odkrycie przyczyn cholery doprowadziło do rozpoczęcia walki z epidemią m.in. przez budowę nowoczesnych wodociągów i kanalizacji. Urbaniści i architekci dążyli też do rozgęszczenia zabudowy, m.in. dzięki budowie parków. W miastach wprowadzano także przepisy zabraniające wylewania nieczystości do rynsztoków lub wprost na ulicę. W największych ośrodkach, a następnie mniejszych miastach ziem polskich rozpoczęto również kontrolę jakości wody i sprzedawanej żywności. Coraz więcej działań podejmowały instytucje państwowe, np. wydając przepisy sanitarne na wypadek epidemii, "[] by każde podejrzenie o cholerę było zgłaszane władzy politycznej powiatowej" - stwierdzano w regulacjach obowiązujących we Lwowie w 1910 r.
Wielkie znaczenie dla walki z epidemiami miały także inicjatywy charytatywne. Na początku I wojny światowej biskup krakowski książę Adam Sapieha stworzył sekcję sanitarną złożoną głównie z szeregów studentów medycyny. Ich zadaniem było docieranie do najmniejszych wsi Galicji w celu zaszczepienia miejscowych chłopów. Działania te mogły uratować nawet trzy miliony mieszkańców tego regionu. Szczepienia przeciwko tyfusowi ograniczyły z kolei ryzyko epidemii tej choroby podczas II wojny światowej. Produkowane w słynnym lwowskim laboratorium Rudolfa Weigla szczepionki były przemycane do gett, w których tyfus zbierał największe żniwo.
W XIX wieku wciąż jednak zarazy stanowiły ogromne zagrożenie dla porządku społecznego. W 1846 r. epidemia cholery dotknęła Małopolskę i Podhale. Poprzedziły ją katastrofalne klęski nieurodzaju i powodzie. W wielu miejscach wybuchały rozruchy głodowe, które ostatecznie przerodziły się w rzeź galicyjską. Chaos potęgowały migracje ludności, która przenosiła zarazki na inne obszary.
Wielkie przemieszczenia mas ludności przyczyniły się również do szybkiej ekspansji najstraszniejszej pandemii ostatnich dwustu lat - grypy hiszpanki. Według różnych szacunków zabiła ona na całym świecie od 50 do nawet 100 mln osób, a zachorowało blisko 500 mln. Wbrew nazwie wirus został do Europy przeniesiony z USA przez żołnierzy amerykańskich udających się na front. Hiszpanka różniła się od większości pandemii w dziejach świata. Zabierała nie najsłabszych i obciążonych poważnymi chorobami, ale przede wszystkim ludzi młodych i w średnim wieku. Śmiertelność podwyższał fakt, że hiszpanka spadła na społeczeństwa europejskie osłabione fatalnymi warunkami egzystencji w czasie I wojny światowej.
Dziś nie sposób ustalić liczby ofiar hiszpanki na ziemiach polskich. Chaos pierwszych miesięcy niepodległości, wielkie migracje, a potem przetaczający się front wojny z bolszewikami zatarły większość śladów zarazy. W latach 1939-1944 zniszczeniu ulegała większość dokumentów największych warszawskich cmentarzy, które byłyby doskonałym źródłem do oszacowania śmiertelności mieszkańców stolicy. Epidemię hiszpanki znamy więc niemal wyłącznie ze wspomnień oraz ówczesnej prasy. "Grasuje po wsiach w sposób przerażający [] nie ma prawie chaty, w której by nie było chorego na hiszpankę [] Śmiertelność jest ogromna. Stolarze po wsiach i miasteczkach nie robią nic innego, tylko trumny. [] Ludność poddała się uczuciu zupełnej apatii, bo nie ma możności zapobieżenia zarazie" - pisał jesienią 1918 r. galicyjski "Głos Narodu". W tygodniku "Piast" czytamy jeszcze bardziej dramatyczną relację: "Pogrzeby odbywają się zwykle bez płaczu, bo często cała rodzina zmarłego leży w gorączce i nie ma kto nad trumną zapłakać. Często się zdarza, że matka leżąc bezprzytomnie w gorączce nie wie, że z domu wynoszą jej zmarłe dziecko". Całe rodziny chorowały też w miastach, i dotyczyło to każdej grupy społecznej. W gazetach publikowano nekrologi męża i żony lub dwójki czy trójki dzieci. Nierzadko śmierć przychodziła bardzo szybko. "Rano jesteś zdrowy, wieczorem już cię nie ma" - mawiano wówczas.
Wielu próbowało wykorzystać epidemię do reklamy produkowanych pokątnie preparatów medycznych, a nawet swoich restauracji. Jeden z krakowskich lokali na łamach "Ilustrowanego Kuriera Codziennego" ogłaszał, że "higieniczne a smakowite" potrawy zabezpieczają przed chorobą. Strach gaszono także humorem: "Przyszła kreska na Matyska: hiszpanka za szyję ściska / Ja się nie dam - krzyczał z pychą / Aż i jego wzięło licho" - czytamy w wierszyku na łamach "Kuriera Poznańskiego". Pamięć o hiszpance jest obecna w warszawskim folklorze: "My, warszawiacy, jesteśmy tacy / Kto nam na odcisk - to już Hiszpan - zimny trup" - śpiewają do dziś zespoły inspirujące się muzyką stołecznych podwórzy. Przypominano również wierszyki układane podczas poprzednich epidemii "influenzy". "O influenzo, Nimfo, skąd Ty rodem? Czyś Ty chorobą jest epidemiczną? Co Ci się stało? Co Ci jest powodem? / Że tak w grodzie samym, jako też i w okolicy, marnujesz mężów, dzieci i kobiety?" - pisał anonimowy autor, parafrazujący fragment "Beniowskiego" Juliusza Słowackiego. Treść wierszyka uświadamia, że dopiero u schyłku XIX wieku poznano mechanizmy przenoszenia pospolitej grypy. Wcześniej stanowiły jedną z wielu zagadek medycyny.
Epidemia sprzed 100 lat do dziś bywa wykorzystywana politycznie. W trakcie wojny polsko-bolszewickiej straty z powodu zarazy wśród jeńców bolszewickich w Polsce wyniosły ok. 25 tys. na ogółem 85 tys. Na terenie Rosji i Litwy w obozach jenieckich w tym okresie przebywało blisko 51 tys. żołnierzy polskich, w wyniku tej choroby zmarło do 20 tys. spośród nich. Ogromne straty wśród żołnierzy sowieckich są dla współczesnej Rosji pretekstem do wysuwania tez o rzekomym zagłodzeniu tych jeńców przez Polaków. Teza ta jest elementem rosyjskiej narracji "anty-Katynia" - rzekomych mordów popełnionych na rozkaz władz RP 20 lat przed zbrodnią na polskich jeńcach.
Jedyną receptą na zwalczenie epidemii było wprowadzanie bezwzględnych zasad izolacji. Trudno było jednak egzekwować te przepisy w bardzo gęsto zaludnionych miastach. Pandemia zanikła pod koniec 1920 r. i nigdy już nie powróciła w zbliżonym natężeniu. W kolejnych dziesięcioleciach groźne epidemie grypy ponownie jednak dotarły do Polski. Dwie najgroźniejsze (H2N2 i H3N2), w latach 1957 i 1969, pochodziły z Azji. Ta druga pochłonęła w Polsce ok. 1300 ofiar.
Niepokój dawnych społeczeństw wzbudzała czarna ospa. Była ona przyczyną ok. 15 proc. zgonów w populacjach Europy. Śmiertelność sięgała 30 proc., wśród Indian amerykańskich mogła sięgać 90 proc. Na początku XVII w. popularność zaczęły zdobywać tzw. wariolacje. Zabieg polegał na wszczepieniu pod skórę płynu z ospowych krost. Poddany takiemu szczepieniu przechodził łagodną odmianę ospy i uzyskiwał trwałą odporność. Procedura była na tyle popularna, że korzystali z niej nawet ówcześni władcy, włącznie z carycą Katarzyną II. Pod koniec lat sześćdziesiątych zaczął ją wykonywać również lekarz króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Zabieg był jednak dość ryzykowny. Śmiertelność "łagodnej" ospy wynosiła ok. 3 proc., co dziś może się wydawać odsetkiem szokująco wysokim, ale niemal bez znaczenia dla ludzi żyjących w społeczeństwach ogromnego ryzyka epidemicznego.
Udoskonalenie szczepień przez Edwarda Jennera pod koniec XVIII wieku rozpoczęło proces światowej walki z czarną ospą, zakończonej jej pokonaniem w 1978 r. Moment ten przewidział sam Jenner: "Końcowym efektem szczepień będzie całkowite wyplenienie ospy - straszliwej plagi rasy ludzkiej". Eradykacja ospy była jednym z największych sukcesów w historii medycyny. Powodzenia szczepień mimo wielkich oporów dużej części społeczeństw natchnęły wielu naukowców do badań nad rozprzestrzenianiem się innych chorób. Spośród polskich uczonych największą sławą okrył się prof. Hilary Koprowski, który pracując w USA, w 1950 r. wynalazł szczepionkę przeciw polio i przyczynił się do szybkiego wyeliminowania tej choroby w Polsce, doprowadzając do przysłania polskim lekarzom dziewięciu milionów dawek nowej szczepionki - zaledwie rok po wprowadzeniu jej na rynek. Do dziś polio zostało niemal całkowicie zwalczone we wszystkich zakątkach globu.
Gdy świat z optymizmem wkraczał w dekadę lat sześćdziesiątych, która miała przynieść kolejne wielkie sukcesy w walce z chorobami zakaźnymi, w Polsce przypomniała o sobie niemal pokonana ospa prawdziwa. W lipcu 1963 r. przywlókł ją z Azji (jedne źródła mówią o Indiach, inne o Birmie i Wietnamie) Bonifacy Jedynak, oficer Służby Bezpieczeństwa. Zachorowało 99 osób (głównie personelu medycznego), z których siedem zmarło. Miasto zostało na kilka tygodni sparaliżowane i odcięte od reszty kraju kordonem sanitarnym. Zaszczepiono 98 proc. ludności Wrocławia. Osoby podejrzane o kontakt z chorymi umieszczano w izolatoriach. Mimo to ospa przedostała się do pięciu innych województw, nie wywołując tam jednak epidemii. WHO przewidywała, że zaraza ta potrwa dwa lata, zachoruje 2 tys. osób i umrze 200. Tymczasem wygasła po 25 dniach od jej wykrycia. Wydarzenia z 1963 r. zostały opisane w reportażu Jerzego Ambroziewicza, który w narracji skupił się na poświęceniu personelu medycznego w zmaganiach z zakażeniem. Ten wątek zresztą wydaje się wspólny wszystkim dziełom poświęconym epidemiom - od średniowiecznych moralitetów, przez klasyczne powieści, aż po współczesne filmy i seriale katastroficzne.
Więcej do przeczytania - w serwisie historycznym Dzieje.pl