Dzisiejszy patron miał wielki posłuch pośród swoich parafian. Skąd to wiemy? Bo do dzisiaj przetrwały przekazy o tym, że przychodził po swoich wiernych do karczmy, żeby poszli z nim na nabożeństwo do kościoła.
Dzisiejszy patron miał wielki posłuch pośród swoich parafian. Skąd to wiemy? Bo do dzisiaj przetrwały przekazy o tym, że przychodził po swoich wiernych do karczmy, żeby poszli z nim na nabożeństwo do kościoła. I oni szli bez szemrania. A tych, którzy przed nim uciekali w popłochu, odwiedzał w domu. Odwiedzał i co robił ku ich osłupieniu? Padał im do nóg z błaganiem o nawrócenie. A kiedy nawet wtedy ich serca pozostawały niewzruszone, to wychodził i wracał z Jezusem. Dosłownie. Niósł do ich domu Najświętszy Sakrament i zaklinał, by uwierzyli w Boże miłosierdzie. Zresztą odwiedzał nie tylko grzeszników i jadał z nimi, ale w ogóle chodził od chaty do chaty, od domu do domu i cierpliwie tłumaczył każdemu ze swoich parafian prawdy wiary, wyjaśniając na czym polega życie prawdziwie chrześcijańskie. Dla dzieci miał zawsze cukierki, dla dorosłych zaś sakrament pokuty i pojednania, by nakarmić ich mógł najsłodszym pokarmem sam Bóg. Szaleniec, szczególnie jak na standardy pełnienia posługi proboszcza w XVI wieku. Jednak tę drogę szaleństwa dzisiejszy patron wybrał sam. To znaczy, w sprawie wstąpienia do stanu kapłańskiego, to oczywiście odpowiedział na powołanie, które było w nim obecne już od wczesnych lat młodzieńczych. Widzieli to jego rodzice, francuscy drobni sklepikarze, dlatego wysłali go do jezuickiego kolegium. Widzieli to również jego nauczyciele, pisząc o nim, że : "Albo się modli, albo studiuje". Widzieli to nawet jego współbracia we wspólnocie kanoników regularnych, do których wstąpił, a którzy – jak się później okazało - swoją regułę traktowali wielce niezobowiązująco. I z tego powodu, że był dla nich chodzącym wyrzutem sumienia, zaproponowali mu szybko trzy probostwa do wyboru, by się go tylko pozbyć. A on, dzisiejszy patron, wybrał wtedy to, które było spośród nich najgorsze, najbardziej zaniedbane i najbiedniejsze. Mówiłem państwu, szaleniec. Ale Boży. Dlatego w trzy lata dokonał się w tej parafii prawdziwy cud, czyniąc ze wspólnoty wiernych w Matincourt wzór do naśladowania. Czy jednak nasz dzielny proboszcz spoczął na laurach? Nic z tych rzeczy. Był czas reformacji, a on doskonale sobie zdawał sprawę z tego, że jedynym lekarstwem na masowe odejścia z kościoła jest świadectwo życia wiarą. Życia, które nie ograniczy się jedynie do pięknych słów i nabożnego skupienia w czasie liturgii, ale przeniknie również prozę życia. I tak, za sprawa proboszcza z Matincourt w okolicy powstał dla rzemieślników bank kredytowy bez odsetek. Dla dzieci parafian bezpłatna szkoła – osobna dla chłopców, osobna dla dziewcząt. Dla nauki tych ostatnich powołał nawet osobne zgromadzenie Sióstr Szkolnych de Notre-Dame, które dzisiaj liczy sobie ponad 3300 członkiń, pracujących w 34 krajach świata. Pod koniec życia nasz dzisiejszy patron dostał jeszcze od swojego biskupa zadanie uporządkowania wspólnoty kanoników regularnych, tej samej z której wiele lat temu został oddalony za zbytnią surowość swego życia. I choć nikt nie jest prorokiem w swoim własnym domu, podołał i temu zadaniu. Umarł 9 grudnia 1640 roku licząc sobie 75 lat. Kto taki? Św. Piotr Fourier, którego mottem życiowym były słowa: nemini obesse, omnibus prodesse - nie szkodzić nikomu, być przydatnym dla wszystkich.