Ja jeszcze o 44 Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Bo można tam było zobaczyć mechanizmy rządzące kulturą
Preferencje tamtejszych jurorów da się to przełożyć na inne dziedziny sztuki, w których, nie bójmy się tego sformułowania - rządzi lewactwo.
Lewacy skorzystali z wielkiej mądrości Antoniego Gramsciego, który twierdził, że nie jest ważne kto ma banki, ale kto jest w posiadaniu szkół, sądów i kultury. Ktoś po lewej stronie zrozumiał, że będzie w ten sposób sterował mentalnością społeczeństwa, a po prawej stronie nikt się tym specjalnie nie przejął. W kulturze powinna istnieć dwubiegunowość, a u nas jej brakuje.
Główne nagrody w Gdyni dostały filmy bardzo dobrze zrobione ale tematycznie obojętne, podczas gdy pokazano tam także obrazy patriotyczne. Srebrne Lwy otrzymał ”Ikar. Legenda Mietka Kosza” Macieja Pieprzycy – rzecz o nadwrażliwym, młodym pianiście jazzowym, który tragicznie zmarł nie dożywszy 30-tki. Złote Lwy odebrała Agnieszka Holland za “Obywatela Jonesa” – opowieść o mechanizmach polityki Stalina i Wielkim Głodzie na Ukrainie, którego doświadczył tropiący prawdę brytyjski dziennikarz. Trzy statuetki, w tym za reżyserię, otrzymało “Boże Ciało” Jana Komasy. Film o pozornie dobrym przesłaniu, że każdy, nawet wychowanek poprawczaka jest zdolny do czynienia wielkiego dobra. Jednak przyglądając mu się uważnie można odczytać niebezpieczną sugestię – święcenia kapłańskie nie są istotne, liczy się sama dobroć człowieka. Czyniący ją świecki jest lepszy od kapłana... To zdecydowanie bardziej niepokojące przesłanie może zrobić więcej zła niż karykaturalne przedstawienie grzesznych księży w “Klerze” Smarzowskiego. Zwłaszcza, że film jest wciągający, sprawnie zrobiony.
Na festiwalu polskiego kina zupełnie pominięte zostały filmy patriotyczne, także nieźle zrobione, zmuszające do refleksji nad polska historią, jej bohaterami, wyborami naszych przodków. Szczególnie żal mi “Legionów” Dariusza Gajewskiego, obrazu, w którym reżyser i scenarzyści umiejętnie pokazali jak życie kilku bohaterów, młodych legionistów, tworzy wielką historię, która zmienia rzeczywistość. Tomasz Łysiak, główny scenarzysta filmu na moją uwagę, że w powstaniach zginęli nasi najlepsi odpowiedział: - A jednak ich ofiara była potrzebna. Znajdujemy się w tym punkcie historii w którym przynosi efekty.
Można było nagrodzić ten film choćby za wspaniałe sceny batalistyczne. Ale nie zrobiono tego, bo dziś niemodny jest patriotyzm kojarzony ze skrajną endecją. Gdy podejmuje się ten temat w sztuce to albo wyszydzając, albo kpiąc i odbrązawiając bohaterów naszej historii. Sienkiewicz stał się niemodny, ale na szczęście jest wiecznie czytany. Na szczęście już słyszę, że wielu nauczycieli prowadzi swoje klasy do kina na “Legiony”. Nagrodzone filmy też warto obejrzeć, ale mnie za serce chwycił właśnie ten. Może dlatego, że tak, jak jego twórcy, przejmują mnie wartości, o których w nim mowa.