Znajomy opowiedział mi historię, której był jednym z bohaterów. Chodziło w niej o grupę ludzi, którzy mieli podjąć bardzo ważną społecznie i ekonomicznie decyzję.
Mieli oni wszelkie uprawnienia do podejmowania takich właśnie decyzji, jednak w tej konkretnej sprawie nie dysponowali wiedzą, wystarczającą do tego, aby wyrokować, co powinno mieć miejsce, a co nie.
Mój znajomy nie należał do tej grupy. Nie miał uprawnień do rozstrzygania. Miał natomiast (i nadal ma) ogromną wiedzę w dziedzinie, której wspomniana decyzja dotyczyła. Dlatego został poproszony przez zainteresowanych tym tematem, aby - jako specjalista wysokiej klasy - podzielił się z decydującymi swoją wiedzą i skłonił ich do opowiedzenia się za jednym z możliwych rozwiązań. Za bardzo konkretnym rozwiązaniem, które z punktu widzenia znawców było najlepsze i najkorzystniejsze w długiej perspektywie, chociaż na dziś generowało pewne niewygody i utrudnienia.
Znajomy podszedł do postawionego przed nim zadania z całą powagą. Przygotował wystąpienie. Zawarł w nim mnóstwo informacji i szereg rzeczowych argumentów. Ubarwił wszystko strawą dla oczu w postaci wielu zdjęć, wykresów, animacji oraz jednego filmiku, który został nagrany specjalnie na potrzeby tego spotkania. Uczciwie przedstawił korzyści i przejściowe kłopoty, jakie przyjęcie proponowanej przez niego decyzji spowoduje. Nie zamierzał niczego ukrywać. „Uznałem, że ludzie, którym powierzono podejmowanie tak istotnych decyzji, mają swój rozum i właśnie do niego starałem się w swoim wystąpieniu odwołać” - wyjaśnił mi swoją strategię.
Trzeba przyznać, że mój znajomy jest bardzo dobrym mówcą, który potrafi nawet wyjątkowo trudne zagadnienia przedstawić w sposób ciekawy i językiem zrozumiałym dla każdego. Okazało się jednak, że jego mający podjąć decyzję słuchacze szybko zrezygnowali z podążania za tokiem jego rozumowania i zajęli się w znacznej części swoimi smartfonami lub wymienianiem szeptem najnowszych plotek.
Zaraz po moim znajomym głos zabrał - również jako ekspert - zwolennik odmiennej decyzji niż ta, którą proponował mój znajomy. Mówił długo podniesionym głosem i używając mnóstwa przymiotników. Unikał faktów, konkretów, danych, za to przywoływał przerażające opowiastki luźno związane z tematem. Na koniec pokazał film, którego wymowa była jednoznaczna - miał widzów przestraszyć.
Upoważnieni do podejmowania decyzji w zdecydowanej większości opowiedzieli się za sugerowanym przez niego rozwiązaniem. Gdy wychodzili po zebraniu, zaczepił mojego znajomego i z uśmiechem powiedział: „Rada na przyszłość. W świecie krótkotrwałych efektów nie warto oddziaływać na rozum, wystarczą emocje”. „Ależ to decyzja na dziesięciolecia!” zaprotestował mój znajomy. „Zdaje się panu. Przyjdą inni decydujący i na pewno też będą chcieli się wykazać. Do zobaczenia ponownie”.