Szybki i dokładny - to najkrótsza charakterystyka sługi Bożego o. Wenantego Katarzyńca, franciszkanina, zmarłego w 1921 roku w Kalwarii Pacławskiej, o którym znany publicysta opowiedział w bazylice hałcnowskiej.
Po wakacyjnej przerwie, w Hałcnowie ruszyła kolejna seria Katechez w bazylice, w tegorocznej edycji "W mocy Bożego Ducha". Pierwszym prelegentem, 17 września, był znany dziennikarz Tomasz Terlikowski, który opowiedział o bohaterze swojej książki: "Wenanty Katarzyniec. Polski Charbel". Napisał ją, by spełnić obietnicę daną temu franciszkaninowi, urodzonemu w 1889 r w Obydowie koło Lwowa, za niezwykłą interwencję w jego życiu, związaną z dziennikarskim procesem sądowym. Został skazany, ale bez zasądzenia kosztów, które w pierwotnej wersji wynosiły nieosiągalną dla niego sumę 130 tys. zł.
- Gdybyśmy chcieli tak najkrócej podsumować jego życie, to trzeba powiedzieć, że się urodził, wstąpił do zakonu, a krótko potem umarł - rozpoczął T. Terlikowski. - Żył 32 lata. Takich widocznych dzieł jego życia było niewiele. Można powiedzieć, że za swojego życia był człowiekiem bardzo ukrytym, a równocześnie w momencie, kiedy umarł, od razu rozpoczął się kult jego osoby. Już wtedy był niezwykle skutecznym wystawiennikiem.
Dziennikarz przedstawił Józefa Katarzyńca - późniejszego o. Wenantego - jako zakonnika pokornego, posłusznego, pracowitego, wytrwałego, praktykującego na co dzień adorację Najświętszego Sakramentu, będącego wzorem wierności w małych rzeczach i życia w świadomości śmierci, która zmienia perspektywę patrzenia na codzienność.
Słuchacze wrześniowej katechezy o ojcu Wenantym Katarzyńcu w Hałcnowie.O. Wenanty znał się bardzo dobrze z o. Maksymilianem Kolbe. To właśnie o. Wenantego późniejszy święty męczennik uważał za swojego niebiańskiego księgowego, który interweniował w trudnych sytuacjach finansowych związanych z jego działalnością ewangelizacyjną. Był głęboko przekonany, że to dzięki jego wstawiennictwu udało się zacząć wydawać "Rycerza Niepokalanej".
Do dziś o. Wenanty uważany jest za szybkiego i precyzyjnego orędownika w kłopotach finansowych i prawnych. To nie wszystko: - Nadal jest niebiańskim księgowym, ale jest też niebiańskim spowiednikiem, który doprowadza, czasami po wielu latach, do konfesjonału - mówił T. Terlikowski. - Wenanty pomaga, ale nie dla samej pomocy. Pomaga po to, by nas wciągnąć w relację z Panem Bogiem.
O. Wenanty pochodził z biednej chłopskiej rodziny. Był niezwykle zdolny, ale rodziców nie było stać na jego edukację. Dzięki stypendium władz austro-węgierskich mógł rozpocząć naukę w seminarium nauczycielskim. A na swoje utrzymanie dorabiał korepetycjami.