Marszałek Senatu Stanisław Karczewski odwiedził dziś dzieci i ich opiekunów z Żytomierza i Kijowa, przebywających na kolonii polonijnej w Jubileuszowym Ośrodku Caritas w Bielsku-Białej-Lipniku.
Dobromir, który mówi bardzo dobrze po polsku, od razu opowiada, że najbardziej podobała mu się w Bielsku statuetka Reksia, a drugie miejsce po niej zajmuje oczywiście boisko i piłka!
Wielkim zaskoczeniem były dla dzieci polskie monety. - Dla nich metalowe pieniądze to kopiejki, takie nasze grosze - o małej wartości. Kiedy kupowały w Krakowie pamiątki, chowały je głęboko w kieszeni, płacąc jedynie banknotami. Dopiero musieliśmy im wytłumaczyć prawdziwą wartość złotówki, dwóch czy pięciu złotych - dodają siostry.
Czymś nowym jest dla nich też jedzenie. - Jedzą wszystko, co się im poda, ale są zaskoczone nowymi smakami, przyprawami. Najlepiej schodzą płatki kukurydziane z mlekiem na śniadanie i oczywiście nutella. W ich domach płatki są traktowane jako deser, tutaj się nimi zajadają. Bardzo smakowała im grochówka! - opowiadają siostry.
Dla dzieci gotują Monika Dobija i Joanna Stefaniak, właścicielki firmy "Chochla". Nie mogą się nachwalić dzieci. - Zjadają wszystko i zawsze, po każdym posiłku ustawia się do nas kolejka z podziękowaniami - uśmiechają się kucharki. - Staramy się gotować głównie dania tradycyjnej kuchni polskiej. A za czym dzieci się rozglądały podczas pierwszego posiłku? Za chlebem! Już wiemy, że niezależnie od tego, jaką zupę zrobimy - jarzynową, pomidorową, kartoflankę, a nawet rosół - chleb musi być!
Marszałek Senatu Stanisław Karczewski podczas spotkania z dziećmi z Żytomierza i Kijowa oraz ich opiekunami.Jest taki punkt dnia na kolonii, przed którym się początkowo broniły… To lekcje języka polskiego. - Są bardzo chętnie do współpracy: do zabawy, śpiewu, szukają bliskiego kontaktu - mówi Iza Barcik. - Przyjechały z pewną wiedzą dotyczącą języka polskiego. Wiele z nich potrafi modlić się po polsku, bo w domu modlą się w ten sposób z babciami, dziadkami czy rodzicami. Trudność jest taka, że... mamy wakacje i taki kurs językowy, jaki zaplanowałam, jest niemożliwy do zrealizowania. Od początku błagały - tylko nie szkoła! - śmieje się Iza Barcik. - Uczę więc je śpiewem, tańcem, wierszykami. Na poprzednim turnusie była młodzież - młodzi chcieli, żebym ich uczyła polskiego nie z pomocą rosyjskiego, ale angielskiego. Pod koniec swojego pobytu już się nie krępowali mówić po polsku.
Iza Barcik dodaje, że dla wielu - zwłaszcza najmłodszych dzieci - kolonie, to okazja do odkrycia swoich korzeni, polskiej tożsamości. - Mówię im: "W waszych żyłach płynie polska krew". Oni to przyjmują; przypominają sobie polskie tradycje kultywowane w domach: świąteczne potrawy, łamanie się opłatkiem.
- Tradycję kolonii dla dzieci i młodzieży o polskich korzeniach, współorganizowanych z Kancelarią Senatu RP, zapoczątkował mój poprzednik ks. Robert Kasprowski. My ją kontynuujemy - dodaje ks. Robert Kurpios. - To bardzo dobre dzieło. Mamy warunki, by przyjąć dzieci, więc kiedy Caritas Polska zachęciła Caritas diecezjalne, zdecydowaliśmy się od razu.