Parę dni temu dowiedzieliśmy się, że szef fundacji „Nie Lękajcie Się”, złożył dymisję, po tym jak wyszło na jaw, że wyłudził pieniądze od ofiary księdza pedofila i domagał się też pieniędzy za udział w filmie braci Sekielskich. Żeby tego było mało oskarżył księdza o molestowanie, bo nie chciał mu oddać pożyczonych pieniędzy. Próbował też domagać się odszkodowania od Kurii.
Czytałem te informacje przecierając oczy ze zdumienia. Aż trudno mi było uwierzyć. Wanda Nowicka działaczka feministyczna, była wicemarszałek Sejmu napisała tak: Założyciel fundacji „Nie Lękajcie się Się” jawił się, jako niestrudzony rzecznik osób, które najpierw zostały skrzywdzone czynami pedofilskimi księży, a potem systemowym przymykaniem oczu na ich krzywdę przez kościelnych funkcjonariuszy. Ostatnio odnosił pasmo sukcesów, którego najbardziej symbolicznym aktem był pocałunek złożony przez papieża Franciszka na jego ręce. I nagle grom. Trudno nie przyznać Pani racji.
Na dodatek jeszcze Fundacja ta, jak i jej Prezes cieszyli się medialnym i parlamentarnym uwiarygodnieniem, i pewno też nie bez ideologicznych podtekstów.
Czemu poświęcam temu dzisiejszą uwagę? Powodów jest kilka.
Po pierwsze, to z niekłamanego współczucia dla ofiar, których zaufanie do Fundacji i osoby nią kierującej, powołanej przecież, żeby pomóc w uporaniu się z cierpieniem i w dochodzeniu zadośćuczynienia zostało brutalnie nadużyte i wykorzystane. I to jeszcze dla pieniędzy. Współczuję tym bardziej, że krzywda wyrządzona z przyjaznej zdawałoby się strony i za życzliwością schowana musi boleć po wielokroć. Bardzo i szczerze współczuję także dlatego, że dotkliwą ceną, konsekwencją takiego, na dodatek nie jednorazowego postępku Prezesa Fundacji będzie daleko idąca dwustronna podejrzliwość. Z jednej strony ofiar wobec chcących pomóc czy wesprzeć, a z drugiej wobec samych ofiar. Obie strony będą a priori sobie wzajemnie niedowierzały. Niestety, to zachwianie, nawet podważenie wiary w obustronną czystość intencji może mieć wiele krzywdzących obie strony skutków. A nic tak nie szkodzi, jak podważone zaufanie i co oczywiste idąca za tym podejrzliwość. I to może być najdotkliwsze i bardzo powoli naprawialne następstwo tych zdarzeń. A tak przy okazji nie wiem, czy Fundacja nie powinna zmienić nazwy, i podpowiadam to bez cienia złośliwości, bo postępowanie jej Szefa daleko jednak odbiegało od tego użytego, jako nazwa zawołania: „nie lękajcie się”.
Po drugie. Warto zwrócić uwagę na pewien czasowy ciąg zdarzeń. Pan oskarża księdza o molestowanie nie w poczuciu krzywdy i z chęcią dochodzenia zadośćuczynienia, ale z zemsty, bo tamten domaga się zwrotu pożyczonych pieniędzy.
Dla mnie sprawa Prezesa „Nie lękajcie się” pokazuje daleko idące już nie tylko niebezpieczeństwo, ale skutki instrumentalnego wykorzystywania pedofilii, a może nawet i szerzej, seksualizacji życia. Z jednej strony, jako broni dla zniszczenia drugiego, a z drugiej okazji dla wyciągania, nawet wyłudzania korzyści finansowych, co z całą pewnością jest tylko ze szkodą tak dla istoty, jak i rzetelności traktowania takich zachowań.
W tak wrażliwej jak ta sferze, najgorszym doradcą, jak chyba nigdzie indziej, są emocje, bywa, że czasem celowo rozbudzane. Tym bardziej, że oskarżenia o pedofilię należą jednak do najbardziej niepewnych. Zwłaszcza, gdy chodzi o oskarżenia po kilkudziesięciu latach, gdy sprawca często już nie żyje. I tu tej ostrożności nigdy za wiele.
Może to i dobra okazja na jeszcze jedną refleksję. I znów, jak tydzień temu, przypomnę, zacytuję siebie sprzed sześciu lat. Zwracałem wtedy uwagę na jednostronność. Napisałem tak: chodzi mi tu o jednostronność widzenia ofiar. Całe zainteresowanie, wzrok skupiony został na ofiarach pedofila. I to jest zrozumiałe. Tyle tylko, że chcący, czy niechcący, zniknęły z pola widzenia, umknęły uwadze, także, a może przede wszystkim mediów, inne ofiary w tej samej przecież przestrzeni. A mam na myśli fałszywie oskarżonych. I ja to nawet rozumiem.
Ale może przyszedł już czas, żebyśmy tak samo głośno mówili też o fałszywie oskarżonych i równie stanowczo piętnowali pomawiających i fałszywie oskarżających?
Ja wtedy wspominałem o polskim misjonarzu z Rio de Janeiro. Po dwuletnim procesie uwolnionym prawomocnym wyrokiem sądu od zarzutów molestowania seksualnego nieletnich. Oczywiście wcześniej zawieszony w obowiązkach przez swojego biskupa, wykluczony bez słowa z grona znajomych zaraz po medialnej burzy wokół jego osoby, pozrywane kontakty, pozbawiony dobrego imienia, nie wspominając o traumie osobistej i rodzinnej. Oskarżycielem był szesnastolatek, któremu wcześniej pomagał.
I nie jest to wcale przypadek odosobniony. Nie tak dawno temu ledwie tylko wspomniano o podobnych zdarzeniach w Czechach i Francji. A o ilu h po prostu nie wiemy.
Może też już czas najwyższy, żeby tę samą uwagę, także medialną, poświęcać tak piętnowaniu pedofilii, jak i fałszywych oskarżycieli, ale też, jak się okazuje, wyłudzających bez żadnych skrupułów pieniądze od ofiar? I też z równomiernie surowym traktowaniem przez prawo.
Jestem przekonany, że wyszłoby to tylko na dobre i byłoby z pożytkiem tak dla sprawy, jak i wszystkich w jakikolwiek sposób w nią wpisanych i wpisywanych.