Parlament Europejski po wyborach w 2019 r. będzie bardziej rozbity niż dotychczas.
Tegoroczne wybory europejskie sprawiły, że po raz pierwszy w historii większości w Strasburgu nie będzie mieć wielka koalicja chadeków i socjalistów. Tych pierwszych podgryźli różnego rodzaju eurosceptycy. Tych drugich podgryźli liberałowie i zieloni. Otwiera to drogę do nowych układów nie tylko w Parlamencie Europejskim, ale i w całej Unii Europejskiej.
Kurczenie się największych
Najwięcej w tegorocznych wyborach stracili chadecy z Europejskiej Partii Ludowej. Chociaż pozostali największą grupą w Parlamencie Europejskim, to stracili aż 42 europosłów. Najwięcej chadecy stracili we Francji (12 deputowanych), we Włoszech (10 deputowanych), i w Polsce (7 deputowanych). EPP wygrała jednak w największej liczbie krajów członkowskich, m.in. w Niemczech, w Austrii, w Rumunii czy na Węgrzech.
Równie dużą porażkę ponieśli socjaliści. Stracili oni 38 europosłów, ale obronili pozycję drugiej co do wielkości grupy politycznej w Strasburgu. Socjaliści najwięcej stracili we Włoszech (12 deputowanych), w Wielkiej Brytanii (10 deputowanych), w Rumunii (7 deputowanych). W Czechach socjaliści, po raz pierwszy w historii, w ogóle nie przekroczyli progu wyborczego. Udało im się za to wygrać wybory w Hiszpanii czy Holandii.
Osłabienie chadeków i socjalistów może mieć poważne następstwa polityczne w Europie. Te dwie partie rozdzielały dotychczas między siebie stanowiska nie tylko w Parlamencie Europejskim, ale i w całej Unii Europejskiej. Teraz do Wielkiej Koalicji będą musiały dołączyć jeszcze inne siły polityczne. Najpoważniejszymi kandydatami są liberałowie, wspierani przez Emmanuela Macrona.
Wzrost liberałów i Zielonych
Liberałowie mogą w tym roku mówić o ogromnym sukcesie. W wyborach europejskich zdobyli 102 mandaty, co oznacza wzrost o 39 mandatów. Został on osiągnięty głównie dzięki zwolennikom Macrona we Francji (o 14 deputowanych więcej dla grupy liberalnej) i koalicji USR-PLUS w Rumunii (o 7 mandatów więcej dla grupy liberałów). Wzrost frakcji liberalnej w Parlamencie Europejskim oznacza jednak spadek jej spoistości. Nie od dzisiaj wiadomo, że niemieccy czy czescy liberałowie nie są wielkimi entuzjastami Emmanuela Macrona, kreowanego na ogólnoeuropejskiego przywódcę tej grupy.
Sukces w tegorocznych wyborach osiągnęli też Zieloni. Powiększyli oni swój stan posiadania prawie o połowę (z 50 do 69 europosłów). Jest to przede wszystkim zasługa niemieckich Zielonych, którzy - zyskując 9 proc. głosów i 10 deputowanych - stali się drugą siłą polityczną w Niemczech. O Zielonych mówi się dużo w kontekście poszerzenia Wielkiej Koalicji. W europejskiej układance Zielonych osłabia jednak to, że nie sprawują władzy w żadnym większym kraju UE.
Eurosceptycy. Wzrost, spadek czy może jednak stabilizacja?
Pięć lat temu o sukcesie mogli mówić eurosceptycy. W prawie każdym kraju Unii Europejskiej partie tego typu zdobywały mandaty. Ostatecznie cześć partii eurosceptycznych utworzyła dwie niewielkie grupy: Europa Wolności i Demokracji Bezpośredniej oraz Europa Narodów i Wolności. Obie te grupy zyskały nowych europosłów, odpowiednio 7 i 23. Za tak duży sukces tej drugiej grupy odpowiada przede wszystkim wynik Ligi we Włoszech, która wygrała wybory i zyskała 23 dodatkowych europosłów. Przyszłość grup eurosceptycznych nie jest jednak jasna. Europa Wolności i Demokracji Bezpośredniej opiera się przede wszystkim na deputowanych Partii Brexitu, którzy mogą zniknąć z Parlamentu Europejskie wraz z, nomen omen, Brexitem.
Lider włoskiej Ligii Matteo Salvini, przed wyborami prowadził rozmowy między innymi z liderami Fideszu i PiS. Los tej pierwszej partii w ramach EPP nie jest pewny. Zaś formacja do której należy PiS - Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy - straciła 6 mandatów i pozycję trzeciej grupy w Parlamencie. Do tego stronnictwa należy wiele partii, określających się jako eurosceptyczne. Mógłby im więc nie przeszkadzać sojusz z wicepremierem Włoch. Potencjalna koalicja PiS, Fideszu i Ligii oraz ich mniejszych sojuszników mógłaby liczyć na aż 136 deputowanych i być niewiele mniejszą frakcją niż socjaliści. Grupa ta mogłaby mieć duże znaczenie przy obsadzie stanowisk w UE, gdyż należałyby do niej partie rządzące dwoma dużymi państwami UE (Polska i Włochy). Problemem pozostawałaby jednak jej niespójność, np. w stosunku do Rosji.
Kto będzie rządził w Europie
Dotychczas o obsadzie stanowisk w Unii Europejskiej decydowała koalicja socjalistów i chadeków. Te dwie rodziny partyjne nie tylko dominowały w Parlamencie Europejskim, ale i obsadzały większość gabinetów rządowych w krajach członkowskich. Ten czas właśnie się skończył. Socjaliści i chadecy stracili większość parlamentarną. W dodatku na czele trzech dużych krajów UE - Francji, Włoch i Polski - stoją politycy spoza tych grup politycznych.
Bardzo prawdopodobne jest, że do Wielkiej Koalicji dołączą liberałowie. W takim wypadku duży wpływ na obsadę stanowisk w Unii uzyskałby Emmanuel Macron. Niewiadomą pozostają układy na prawo od chadeckiej EPP. Może tam wyrosnąć koalicja, która będzie chciała odgrywać większą rolę w układach europejskich. Dyskusje nad obsadą stanowisk unijnych mogą więc być bardzo długie i burzliwe. A o ostatecznych rozstrzygnięciach mogą zadecydować rozgrywki nie pomiędzy rodzinami partyjnymi, ale pomiędzy poszczególnymi krajami UE.