Jednych wojna przeraża, innych fascynuje. Ci pierwsi noszą w sobie zwykle jej doświadczenie na własnej skórze, ci drudzy wciąż śnią młodzieńczy sen o niszczącej potędze, którą ludzkość potrafi ujarzmić. Śnią tak długo, aż w końcu się zbudzą i ze zgrozą odkryją, że wojna nie uszlachetnia.
Jednych wojna przeraża, innych fascynuje. Ci pierwsi noszą w sobie zwykle jej doświadczenie na własnej skórze, ci drudzy wciąż śnią młodzieńczy sen o niszczącej potędze, którą ludzkość potrafi ujarzmić. Śnią tak długo, aż w końcu się zbudzą i ze zgrozą odkryją, że wojna nie uszlachetnia. I wtedy być może napiszą, tak jak dzisiejszy patron w okopach I Wojny Światowej : "(już) Nigdy nie zapomnę o Bogu. (...) To byłoby straszne, gdyby ta wojna niczego mnie nie nauczyła. Muszę rozpocząć życie odnowione w duchu pogłębionego katolicyzmu. Oby tylko Pan zechciał mi pomóc, ponieważ człowiek nic nie może uczynić o własnych siłach". Tak, dla tego wspominanego dzisiaj dwudziestolatka z Banja Luki, w czasie wojny wszystko zaczęło się na nowo. Liberał dystansujący się od religii i Kościoła, zrozumiał jak kruche jest ludzkie życie i postanowił przywrócić mu pierwotny sens. A tym sensem stał się dla niego, przekraczający śmierć Jezus Chrystus. Dlatego nasz dzisiejszy patron oddał się Mu całkowicie na służbę, składając – jako świecki - ślub dozgonnej czystości. Odtąd każda jego życiowa decyzja była podporządkowana Bożej woli. Studia w Wiedniu i Paryżu, posada nauczyciela języka i literatury francuskiej w arcybiskupim gimnazjum klasycznym w Zagrzebiu, doktorat z filozofii. Wszystko po to, by uformować młodych ludzi bez owego tragicznego w skutkach snu o potędze wojny. Temu celowi służyło założenie Związku Orła Chorwackiego, organizacji, której przyświecała dewiza: Ofiara - Eucharystia - Apostolstwo. Taka była również idea propagowania przez niego w swojej ojczyźnie Akcji Katolickiej. Trudno dociec, jak potoczyłyby się dalsze losy inicjatora tych przedsięwzięć, gdyby nie odszedł tak nagle, 10 maja 1928 roku. Pewne jest natomiast, że 32 lata jego życia wystarczyły, żeby Kościół wyniósł go do chwały ołtarzy. Jego czyli kogo? Bł. Iwana Merza, którego życie po doświadczeniu I Wojny Światowej stało się dosłownie ewangelicznym "biegiem ku świętości".