Kto z nas chciałby cierpieć? Kto wybrałby cierpienie gdyby miał wybór? Nikt. I to zupełnie zrozumiałe, bo cierpienie to nic dobrego
Kto z nas chciałby cierpieć? Kto wybrałby cierpienie gdyby miał wybór? Nikt. I to zupełnie zrozumiałe, bo cierpienie to nic dobrego. Nie lubimy go i nie chcemy mieć z nim nic wspólnego. Tych, którzy je dobrowolnie przyjmują zwykliśmy posądzać o perwersyjną przyjemność, którą z tego czerpią. Bo z jakiego innego powodu mieliby się zgadzać na coś, co stoi w sprzeczności z życiem? Być może dzisiejsza patronka rzuci na to zagadnienie nieco światła. W końcu nieprzypadkowo została zaliczona do chwały błogosławionych w 1933 roku, a kanonizowana w roku 1940. Powodem uznania jej świętości stało się bowiem świadome, milczące przyjęcie cierpienia. Bohaterka tej opowieści przyszła na świat w roku 1878 we Włoszech. Gdy miała 8 lat została dopuszczona do I Komunii świętej i do sakramentu Bierzmowania. Była to wyjątkowa sytuacja, ale też wyjątkowe było to, co z tej okazji napisała w swoim dzienniczku : "Postaram się, aby każdą spowiedź odprawiać i Komunię świętą przyjmować tak, jakby to był ostatni dzień w moim życiu. Będę często nawiedzać Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, zwłaszcza gdy będę strapiona". Nawet nie przypuszczała jak szybko Najświętszy Sakrament stanie się dla niej kołem ratunkowym w morzu cierpienia. Jeszcze tego samego roku traci mamę. Na gruźlicę zaczyna chorować jej brat. Ona sama zapada na chorobę nóg. Wkrótce umiera też ojciec, rodzinę dopada krach majątkowy. Do tego dochodzi gruźlica kręgosłupa i zapalenie nerek, które na cały rok unieruchamia dzisiejsza patronkę w łóżku. Przez 12 miesięcy leży zamknięta w gipsowym gorsecie. W końcu jest zmuszona opuścić własny dom, bo jest w nim po prostu dla wszystkich zbyt ciasno. Na prośbę spowiednika przygarnęła ją pewna pobożna niewiasta. Równocześnie bohaterka tej historii przechodzi kolejne bolesne operacje. Wszystko to znosi wpatrzona w wizerunek Chrystusa Pana na krzyżu, bez słowa skargi i jęku. Ten jej heroizm zostaje w końcu nagrodzony. Jak? Oto 8 czerwca 1899 r., w wigilię uroczystości Serca Pana Jezusa, nasza dzisiejsza patronka doświadcza wizji, po której otrzymuje dar stygmatów. Za swoją własną zgodą dosłownie współuczestniczy w cierpieniu Zbawiciela. Rany na rękach, nogach, boku, ubiczowanych plecach i głowie otwierają się każdego tygodnia od czwartku wieczór i krwawią aż do piątku, do godziny 15. I tak aż do śmierci, w wieku zaledwie 25 lat. Jak to pojąć? Bez szalonej miłości do Boga i całkowitego Mu zaufania nie sposób. Ale gdy myśli się o dzisiejszej patronce i prosi o jej wstawiennictwo, z pewnością nasze cierpienia wydają się łatwiejsze do uniesienia. Kto jest dzisiaj wspominany w Kościele? Święta Gemma Galgani.