Jamie Shupe, pierwszy obywatel USA, który został sądownie uznany za osobę trzeciej płci (niebinarną), przyznał, że wszystko to było oszustwem medycznym i naukowym.
- Aby uniknąć złudzenia, że zostałem kobietą, zrobiłem coś zupełnie bezprecedensowego w historii Ameryki. W 2016 r. przekonałem sędziego z Oregonu, że nie jestem ani mężczyzną, ani kobietą - relacjonuje.
Ta przełomowa decyzja sądu sprawiła, że Shupe stał się ulubieńcem mediów. Zaraz też zgłosiła się do niego organizacja LGBT, która zaproponowała, że zajmie się sprawą zmiany jego aktu urodzenia w taki sposób, by w rubryce płeć widniało słowo: "nieznana".
Jednak gdy w 2017 roku Shupe publicznie opowiedział się przeciw ubezpłodnianiu i okaleczeniu zdezorientowanych płciowo dzieci i żołnierzy, organizacje LGBT przestały go wspierać.
- Z dnia na dzień z liberalnego ulubieńca mediów stałem się konserwatywnym pariasem - opisuje Shupe.
Dziś podkreśla, że jego "zmiana" płci na "niebinarną" była medycznym i naukowym oszustwem. Że lekarze i terapeuci, którzy powinni go zatrzymać, pomogli mu samemu zrobić sobie krzywdę. Podobnie było z mediami i sądami. Zresztą, jak powiedział Shupe'owi jego adwokat, sędzia, która wydała wyrok w sprawie jego "trzeciej płci" sama ma transpłciowe dziecko. - Myślę, że ona wydała wyrok nie tylko w mojej sprawie, ale i swojego dziecka - ocenił Shupe.
W styczniu 2019 r. "odzyskał" swoją męską płeć.
- Nie ma czego takiego jak trzecia płeć. Ludzie interseksualni, tacy jak ja, są mężczyznami albo kobietami. Ich stan jest wynikiem zaburzenia rozwoju seksualnego, potrzebują pomocy i współczucia - stwierdził.
Przyznał, że przyczynił się do przepchnięcia wielkiej iluzji.
- Nie jestem ofiarą. Moja żona, córka i amerykańscy podatnicy - oni są prawdziwymi ofiarami - podkreśla.