Samotna nocna wędrówka - czy może coś zmienić? Z pewnością przekonują się o tym uczestnicy Ekstremalnej Drogi Krzyżowej.
Motywacje pójścia na EDK są różne, niejednokrotnie jest to chęć spotkania z Bogiem, pątnicy mówią też o ciekawości czy chęci zweryfikowania swoich możliwości.
- To moja pierwsza EDK. Jeśli chodzi o motywację, jest to na pewno chęć przeżycia innej formy modlitwy, zdobycie czasu na przemyślenie przyszłości a także sprawdzenia siebie w przejściu takiego dystansu w jedną noc. Chcę poprawić relację z Bogiem i zaufać Mu w trudzie drogi - mówi Leszek, który w tym roku ma zamiar pokonać dystans z Dębieńska do Piekar Śląskich.
Wielki post to dla jednych czas wyrzeczeń, inni podejmują wyzwania. - Chcę dać z siebie coś więcej. Przeżyć namiastkę tego co Jezus podczas drogi krzyżowej - swój udział zapowiada Dawid.
Ksiądz Piotr, który w tym roku też będzie debiutował, wie, że to nie będzie tylko nocny spacer. - Wprawdzie długie chodzenie: pielgrzymki, wyprawy w góry, nie są mi obce, ale 40 km nocą, w ciszy będzie dużym wyzwaniem. Uwielbiam nowe doświadczenia i czas, w którym mogę swoje życie skonfrontować z Bożym Słowem w ciszy i zmęczeniu. Wtedy człowiek nie może udawać, trzeba stanąć w prawdzie przed Bogiem i samym sobą. Ale… „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia” - dodaje.
Monika pierwszy raz wyruszyła bez żadnego przygotowania. - Postanowiłam dołączyć do przyjaciół. Było to niesamowite 8 godzin wypełnionych modlitwą, przemyśleniami i walką z samą sobą, aby dotrwać do końca tej wędrówki. Nie da się tego opisać, to trzeba samemu przeżyć.
Kryzys? Czas go przezwyciężyć!
EDK to zmierzenie się z własną słabością, emocjami, ale i tym co zewnętrzne - zimnem, błotem, deszczem czy ciemnością. Ta droga to realny wysiłek, w którym następuje moment, gdzie nikt już nie udaje. Nie ma zakładania masek i zgrywania kogokolwiek. Nawet przed samym sobą. Ta droga pozwala poznać prawdziwego siebie, który niczego nie udaje, bo zwyczajnie nie ma na to siły.
- Podczas mojej drugiej EDK, na którą wybrałam się w samotności, po przejściu kilku kilometrów trasy zaczęłam zastanawiać się, po co to zrobiłam. Po pierwsze byłam sama, po drugie fizycznie wcale nie miałam na to ochoty. Niesamowitym przeżyciem podczas tej drogi był moment kryzysu, kiedy ze łzami w oczach usiadłam na drodze i wyciągałam telefon, by zadzwonić po transport do domu. Poczułam wtedy, że nie jestem sama, że choć fizycznie nikogo przy mnie nie ma, to w sercu czułam obecność osoby, która zachęca mnie do kontynuowania drogi. Wstałam. To jest to, co sprawia, że co rok wracam, choć mówię sobie, że to był już ostatni raz. To poczucie, że to droga moja i Jezusa, a On kroczy obok, prowadzi mnie i podnosi - opowiada Kinga.
Czy na EDK może pójść niewierzący? czytaj na następnej stronie...