„Czego oczekujesz od swego nowego auta? Ekscytacji? Inspiracji?” - dopytywał mnie niedawno w reklamie producent znanej marki samochodów.
„Czego oczekujesz od swego nowego auta? Ekscytacji? Inspiracji?” - dopytywał mnie niedawno w reklamie producent znanej marki samochodów. Inny zachęcał: „zaufaj emocjom” i proponował „radość z jazdy”. Kolejny dowodził, że samochód jego marki, to „hybryda, którą poczujesz”.
Szczerze mówiąc, od samochodu oczekuję, że będzie jeździł tam, dokąd chcę i nie będzie się psuł. Absolutnie nie spodziewam się, że będzie mnie ekscytował, a tym bardziej inspirował. Kupując pojazd czy cokolwiek innego, staram się ufać rozumowi, a nie emocjom. Dlaczego? Ponieważ wielokrotnie widziałem skutki zakupów robionych pod wpływem emocji. Zwykle klient nabywa zupełnie nie to, czego faktycznie potrzebuje. Skoro już utknęliśmy przy samochodach, to dodam, że od „radości z jazdy” moim zdaniem o wiele ważniejsze jest bezpieczeństwo podróży. Zbyt wiele razy widziałem fatalne, a nawet tragiczne skutki koncentrowania się na poczuciu przyjemności i satysfakcji z prowadzenia samochodu.
Mógłbym tak brać po kolei hasła reklamowe najrozmaitszych produktów i cierpliwie tłumaczyć ich autorom, że proponują mi przy okazji kupna jakiejś konkretnej rzeczy coś, czego akurat w tej sytuacji zupełnie nie potrzebuję. Mało tego, obiecują coś, czego tak naprawdę sprzedać mi nie mogą, ponieważ zapowiadają moje reakcje, uczucia, emocje, zachowania, myśli. Być może rzeczywiście chcieliby je wywołać, ale nie mają takiej możliwości. To ode mnie zależy, czy wsiadając do samochodu z napędem hybrydowym, faktycznie go „poczuję”. Dotychczas nigdy mi się hybrydy poczuć nie udało, ale być może dlatego, że jeździłem wyłącznie jako pasażer.
Reklam składających zadziwiające obietnice i propozycje nie brakuje i wciąż powstają nowe. Na przykład producent pewnego programu typu reality show namawiał mnie ostatnio „Wejdź z butami w cudze życie”, dodając, że powinienem się cieszyć, iż nie jestem jednym z uczestników przedsięwzięcia. W moim odbiorze obie sugestie dość paskudne. I rozmijające się z elementarnymi zasadami współegzystencji w społeczeństwie. Skoro ja nie chcę, aby ktoś wchodził z butami w moje życie, sam nie powinienem tego robić.
Twórcy reklam od dawna starają się przekonać mnie i nas wszystkich, że kupno (obejrzenie programu w telewizji też jest rodzajem kupna), to coś więcej niż tylko wejście w posiadanie jakichś konkretnych dóbr, niekoniecznie materialnych. Mają rację, tyle że w zupełnie innej sferze, niż sugerują. Nie w sferze emocji, uczuć, inspiracji, ekscytacji, lecz w sferze moralności. Dokładnie tak. O tym jeszcze mało się mówi, ale wystarczy się odrobinę zastanowić, żeby odkryć to, co napisał w swej trzeciej encyklice papież Benedykt XVI: „Dobrze, żeby ludzie zdawali sobie sprawę, że kupno jest zawsze aktem moralnym, nie tylko ekonomicznym. Istnieje więc ścisła odpowiedzialność społeczna konsumenta, która idzie w parze z odpowiedzialnością społeczną świata biznesu”.
Naprawdę warto o tym pamiętać, zarówno idąc na zakupy, jak i słuchając czy oglądając reklamy.