Sowieci kazali Agnieszce iść sprzątać Gliwice. Wyszła bez bagaży. Zawieźli ją aż nad chińską granicę. Podobnie jak ok. 45 tys. innych Górnoślązaków.
Agnieszka Kazior miała szczęście – wróciła ze Wschodu. Większość wywiezionych Ślązaków powrotu nie doczekała.
Sowieci zaczęli zajmować górnośląskie miasta w ostatnich dniach stycznia 1945 roku. Bardzo szybko zaczął się koszmar deportacji Górnoślązaków na Wschód.
Do pracy – przede wszystkim w kopalniach Donbasu i Syberii – Sowieci wywieźli od lutego do kwietnia 1945 r. ok. 45 tys. mieszkańców Górnego Śląska, w większości mężczyzn.
Różaniec w kapsie
Agnieszka Kazior, z którą "Gość" rozmawiał w 2012 roku, prawie całe życie spędziła w Gliwicach-Wójtowej Wsi. Z 10-miesięczną przerwą na przymusową wycieczkę pod Karagandę w Kazachstanie...
Miała 20 lat, kiedy do jej domu przyszedł sowiecki żołnierz. Kazał jej iść do pracy przy sprzątaniu Gliwic. Agnieszka nic więc nie spakowała, włożyła tylko płaszcz.
W jego kieszeni miała różaniec, który okazał się w nadchodzącym roku bardzo dla niej ważny. Zamiast do sprzątania trafiła bowiem do pociągu jadącego przez sześć tygodni na Wschód.
Sowieckiego żołnierza do Agnieszki przyprowadził jej sąsiad. Wskazał też dom jej przyjaciółki Marysi, z którą kiedyś chodził. – Marysia go zostawiła, bo zauważyła, że był niegrzeczny dla swoich rodziców. Potem poznała kogoś innego. Marysia mieszkała naprzeciw mnie. Była taka fajna! W Kazachstanie zachorowała na dur brzuszny i umarła – wspomina pani Agnieszka.
A co z sąsiadem? – Spotkałam go po powrocie. Nie było widać, żeby się przejął. Był Niemcem, wyjechał do RFN – mówi.
Ciał nie wiym wiela
Tymczasem pociąg ze Ślązaczkami sunął na Wschód w korytarzu między ogromnymi zaspami. Na szczęście Agnieszka tuż przed wyjazdem cudem znalazła koc; może ktoś celowo podrzucił go w miejsce, z którego internowani pod strażą nabierali węgiel do wiader. Leżała na tym kocu w pociągu z trzema koleżankami.