Od zeszłego roku mieści się w nowej siedzibie na Żwakowie. Przebywa tu 16 pacjentów, a kolejnym hospicjum pomaga w ich domach.
To hospicjum powstało w 1993 r. z inicjatywy lekarki Urszuli Pawlik, radnego Jerzego Labusa i księdza Engelberta Ramoli. Pierwszą siedzibą zapaleńców, którzy chcieli nieść pomoc umierającym, była salka parafii św. Jana Chrzciciela.
Pracownicy i wolontariusze tego hospicjum często zawierają głębokie przyjaźnie ze swoimi pacjentami. Z okazji 25-lecia, w rozmowie z nami wspominali niektórych z nich.
Zaprzyjaźnili się m.in. z panem Januszem. Tego mężczyznę urzekł widok z okna hospicjum na... cmentarz żwakowski w Tychach, ocieniony przez ścianę pięknego lasu. Janusz poprosił wolontariusza, żeby go tam zawiózł.
- Wykupił sobie tam miejsce. Później odwiedzał sam siebie, to znaczy wolontariusz go woził na jego własny grób. On chciał być blisko nas. I my teraz, patrząc z okna na ten cmentarz, wspominamy pana Janusza - powiedziały "Gościowi Katowickiemu" Ilona Słomian i Józefa Osior, prezes i wiceprezes hospicjum, które zresztą swoją pracę - jak wiele osób związanych z tą placówką - wykonują społecznie.
Więcej o tyskim hospicjum - w papierowym Gościu Katowickim nr 46 z datą 18 listopada.