Od zeszłego roku mieści się w nowej siedzibie na Żwakowie. Przebywa tu 16 pacjentów, a kolejnym hospicjum pomaga w ich domach.
U nas pacjent nie ma prawa cierpieć. W razie potrzeby podajemy leki, po których pacjent dużo śpi, nie jest kontaktowy - mówią w tyskim hospicjum św. Kaliksta.
Ludzie w ostatniej fazie choroby nowotworowej odchodzą tutaj, otoczeni opieką. Wsparcie dostają też członkowie rodzin, którzy, gdy nadejdzie śmierć ich bliskiego, są do niej w wielkim stopniu przygotowani - bo w pełni przygotować do tego się nie da.
Pracowniczka jednej z tyskich kancelarii parafialnych mówi, że przy ustalaniu terminu pogrzebu od razu widać, kto miał bliskiego w hospicjum. Takie osoby nie płaczą, są pogodzone z odejściem członka rodziny, spokojne.
Lekarze, pielęgniarki i wolontariusze odwiedzają też chorych w ich domach. Ksiądz kapelan, jeśli jest taka potrzeba, odprawia nawet Msze święte w mieszkaniach pacjentów.