W szeregach pątników 38. PPK pielgrzymkowych weteranów nie brakuje. Nie inaczej jest we wspólnotach I (prądnickiej) i III (podgórsko-wielickiej).
Dawne czasy wszyscy wspominają z wielką nostalgią.
Pan Stanisław z grupy 2. wspólnoty I prądnickiej pielgrzymkową przygodę zaczął wiele lat temu. Później zrobił sobie małą przerwę, a od 2002 r. idzie już rok w rok. - Teraz to już 22. raz. Pielgrzymka to najważniejszy punkt w moim kalendarzu i mimo że zdrowie słabnie, to w sierpniu jest pełna mobilizacja - uśmiecha się pan Stanisław. Opowiada też, że przed laty chodziło się nieco inaczej. - Teraz jest o niebo prościej. Pielgrzymi mają zapewnione świetne warunki, wręcz wszystko mamy podane na tacy. Dawniej po 40 km drogi na nocleg trzeba było iść kolejne kilometry, niosąc jeszcze na plecach bagaż - zauważa.
Żeby więc nie było mu zbyt lekko, od lat pielgrzymuje z grupą, której patronuje św. o. Pio i która charakteryzuje się tym, że pątnicy śpią w namiotach i cały czas spędzają wspólnie - od pobudki do zaśnięcia.
Grupą 2. św. o. Pio od wielu lat dowodzi o. Bolesław, kapucyn, który Jasną Górę kocha całym sercem. Z Pieszą Pielgrzymką Krakowską do Matki Bożej w tym roku idzie już po raz 37. - Miałem tylko rok przerwy, bo akurat musiałem głosić rekolekcje dla pewnych sióstr - tłumaczy. Ten rok straty nadrobił jednak z nawiązką, bo do Częstochowy chodził też z innymi pielgrzymkami, a nawet przez jakiś czas mieszkał w tym mieście i dzień w dzień spowiadał u tronu Mamy.
- W pielgrzymce chodzi o to, aby na tych kilka dni wyciągnąć ludzi z domów, być z nimi, towarzysząc we wszystkim - od modlitwy po grę w piłkę - zaznacza zakonnik. A co jego zdaniem może najbardziej przekonać pątników do corocznego wyruszania w drogę? - Odpowiedź jest tylko jedna: muszą poczuć macierzyńskość Maryi. To, że Ona jest blisko każdego człowieka i pomaga w codzienności - podkreśla o. Bolesław.
Gdy zaczynał pielgrzymkową przygodę, wiele rzeczy wyglądało inaczej. - Przede wszystkim trzeba było wszystko nosić na plecach, były też problemy z wyżywieniem pielgrzymów. Dziś wszystkiego jest pod dostatkiem - mówi kapucyn, który w tym roku kończy 73 lata.
We wspólnocie i wśród weteranów jest też Paulina, która na Jasną Górę idzie po raz 17. - Zaczęło się w szkole podstawowej, ale jako dziecko wędrowanie traktowałam bardziej jako zabawę - mówi. Potem była już zaangażowana w grupę muzyczną. W końcu, z różnych względów, poszła na pielgrzymkowy urlop, a w tym roku postanowiła wrócić, bo w ostatnim roku wiele się wydarzyło w jej życiu i jej mama zdecydowała, że po raz pierwszy pójdzie do Częstochowy. - Chcę jej więc towarzyszyć i teraz to już jest bardzo świadome pielgrzymowanie. Potrzebowałam też czegoś więcej niż Msza św. raz w tygodniu - wyjaśnia.