Tak przynajmniej uważają rybniccy pielgrzymi. Byliśmy z nimi i w przedostatnim dniu ich wędrówki do Maryi.
W niemiłosiernym upale w Kaletach-Miotku, na najdłuższym tego dnia postoju, korzystali z... Bożego miłosierdzia. W polowych warunkach wielu z nich przystąpiło do sakramentu pokuty i pojednania.
Mszy św. przewodniczył bp Kopiec z diecezji gliwickiej. Po Eucharystii od ks. Pawła Zielińskiego, nowego przewodnika pielgrzymki, otrzymał szczególny prezent. To znak identyfikujący każdego pieszo ruszającego do Maryi, czyli trójkątna chusta.
- Niech biskup przeczyta na głos to, co jest na niej napisane - zachęcał ks. Paweł. - "Jestem z Rybnika" - przeczytał zdziwiony biskup. - No, to naprawdę brzmi dobrze - komentował ze śmiechem ksiądz przewodnik.
Ostatni raz po raz 33.
Z maszerującymi do Częstochowy swoim świadectwem wiary w czasie godziny powołaniowej podzielili się kapłan diecezjalny, ojciec misjonarz pracujący w Brazylii, zakonnica i osoby żyjące w małżeństwie.
- A może by tak pójść do seminarium? - wspominał swoje "rozkminy" sprzed kilku lat uśmiechnięty ks. Andrzej Króliczek. - Pomyślałem: "Ok, pójdę na rok i będę miał trzy wyjścia. Pierwsze - wywalą mnie, drugie - sam zrezygnuję, trzecie - zostanę księdzem". Wyszło to trzecie i bardzo się z tego cieszę - śmiał się.
Przed Mszą zmęczeni pielgrzymi znaleźli siły na tańce - tym razem były to egzotycznie brzmiące "chocolate" i "trzeci poziom Titanica". Nagranie tańców znaleźć można tutaj.
Pan Kazimierz na Jasną Górę pielgrzymuje już 33. raz. - Idę, żeby Matce Bożej podziękować przede wszystkim za wnuki. Mam już czwórkę wnuków, z czego najmłodsze urodziło mi się w tym roku - mówił zadowolony. - Pielgrzymowanie wciąga, za każdym razem idę ostatni raz. I tak 33. raz idę ostatni raz - dodał.