Bądźcie roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie. Mt 10,16b
Jezus powiedział do swoich apostołów:
«Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie więc roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie.
Miejcie się na baczności przed ludźmi! Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. Nawet przed namiestników i królów będą was prowadzić z mego powodu, na świadectwo im i poganom. Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was.
Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony.
Gdy was prześladować będą w tym mieście, uciekajcie do innego. Zaprawdę, powiadam wam: Nie zdążycie obejść miast Izraela, nim przyjdzie Syn Człowieczy».
Wielokrotnie te słowa Jezusa przychodziły mi na myśl w ciągu ostatnich kilku lat. Kiedy Europę zalewały kolejne fale emigrantów/uchodźców i kiedy powoływano się na słowa o sądzie ostatecznym – „byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie” (Mt 25,43a) – po to, by atakować polski rząd i podkreślać na wskroś ewangeliczną postawę Angeli Merkel, politykę multi-kulti, budowania meczetów w Europie i przemilczania sylwestrowych ataków na kobiety w Kolonii. Tymczasem Jezus powiedział nie tylko „byłem przybyszem”, ale i „bądźcie roztropni jak węże”. I dopiero postawa będąca owocem syntezy tych dwóch fraz jest prawdziwie ewangelicznie mądra. Jezus nie zachęca nas do naiwności. Chce, byśmy kochali. A do prawdziwej miłości potrzebne są i serce, i rozum.