Ze strachu Ewy i Adama zrodziła się w nich decyzja: "Nie możemy ufać Bogu. Musimy wziąć sprawy w swoje ręce". Po grzechu lęk stał się paraliżujący.
Gdyby zrobić ranking najczęściej występujących komunikatów w Piśmie Świętym, na pierwszym miejscu na pewno uplasowałoby się to zdanie. We wszystkich odmianach. Od pierwszych ksiąg Starego Testamentu Bóg uparcie powtarza człowiekowi: "Nie bój się!".
Strach jest naturalnym doznaniem natury człowieka i jako uczucie nie podlega ocenie moralnej. Jest swojego rodzaju hamulcem, ostrzeżeniem: "Uwaga, niebezpieczeństwo!". Gdyby nie pojawiające się uczucie strachu, nie bylibyśmy w stanie odpowiednio zareagować, obronić się przed zagrożeniem.
Strach instynktownie powstrzymuje nas przed podejmowaniem nierozsądnych kroków, wyostrza zmysły. Taki strach, traktowany jedynie jako sygnał, nie paraliżuje, nie upośledza wszystkich naszych działań, ale odpowiednio może je ukierunkować. Nie przeszkodzi nam w szalonym zjeździe ze stoku na nartach, ale sprawi, że założymy kask.
Bóg skraca dystans
Jest jeszcze inny rodzaj strach, o którym wspomina Pismo Święte. Związany jest z bojaźnią Bożą.
To rodzaj ogromnego szacunku i pokory wobec Boga, wynikających z poznania, kim On jest i jaki On jest. Rodzi się z kontrastu między świadomością o świętości Boga, a poczuciem własnej nędzy, grzeszności.
Taki stan ogarnął Zachariasza, gdy stanął przed nim anioł Boży. "Przeraził się na ten widok i strach padł na niego". Podobnie Maryja, kiedy zobaczyła Gabriela, a jeszcze bardziej kiedy usłyszała, co ma Jej do powiedzenia, była wstrząśnięta.
Przyzwyczajeni jesteśmy do grzecznego tłumaczenia: "Zmieszała się na te słowa". W rzeczywistości greckie słowo tarasso, opisujące reakcję Maryi, oznacza poruszenie, wstrząs, przerażenie! Piotr, widząc moc Jezusa, pada na kolana i woła: "Odejdź ode mnie, bo jestem człowiekiem grzesznym!".
Nie ma to jednak nic wspólnego z lękiem przed samym Bogiem. Bojaźń Boża nie blokuje nas na relację z Nim.
Przeciwnie, widząc wielkość i potęgę mojego Boga, mam ochotę rzucić się w Jego ramiona, poczuć się bezpiecznie.
- Bojaźń Boża to nie strach - przekonuje abp Grzegorz Ryś. - Człowiek w spotkaniu z Bogiem odkrywa swoją małość i stąd bojaźń Boża, ale w tym samym momencie Bóg mówi: "Nie bój się!". To Bóg skraca dystans. W Nim bowiem jest to pragnienie, żeby człowiek był nie Jego sługą, lecz przyjacielem.
Istnieje też lęk destrukcyjny. Lęk paraliżujący. Taki, który trawi moje serce, zabiera radość życia i niszczy moje zaufanie do Ojca. To bardzo groźny wirus.
- Niesamowicie ważnym odkryciem filozoficznym egzystencjalistów było ujawnienie tego, co najgłębiej tkwi w człowieku. A tam czai się porażający lęk - mówił przed laty ojciec Augustyn Pelanowski. - Boimy się: śmierci, cierpienia, jutra. Jesteśmy przerażeni, nieustannie drżymy, jesteśmy "chodzącym lękiem".
Strach się bać!
Zewsząd jesteśmy bombardowani promocją strachu. To jest jak rak, który toczy cały organizm. Boimy się własnego cienia. Permanentny strach napędza koniunkturę przemysłu, handlu.
Wspiera interesy wielkich korporacji i mediów. Nieustannie wmawia się nam, że świat jest zły, okrutny. Że wszędzie czyhają na nas niebezpieczeństwa, wojny, choroby, starość, śmierć. Że groźni - bo niewygodni - mogą być nawet starcy i małe dzieci.
Trzeba się więc zabezpieczyć w każdy możliwy sposób, zabarykadować, schować pod grubą warstwą makijażu, kremu przeciwzmarszczkowego i środków antykoncepcyjnych. I ciągle być na bieżąco z informacjami o nowych zagrożeniach.