W czwartek (28 czerwca) Rada Miasta Gdańska głosować będzie nad uchwałą dotyczącą równości. Konferencja prasowa, która odbyła się w środę w Urzędzie Miasta, nie rozwiała wątpliwości środowisk konserwatywnych w sprawie dokumentu.
- Ci ludzie nie wiedzą tego, że skutki ich działań przyjdą w perspektywie pokolenia. Rozbita rodzina to rozbity naród. Świat się z tego wycofuje, bo widzi, że to działania dla społeczeństwa destrukcyjne - zaznacza Marek Skiba ks. Rafał Starkowicz /Foto Gość - Zapisy zawarte w modelu cały czas się zmieniają. Przypomnę - dzisiaj mamy 27 czerwca, a jutro - 28 czerwca - zbierze się komisja zdrowia, na którą wpłyną ostatnie poprawki. Te cytaty, które są na ulotce, są cytatami z modelu, który był publikowany na oficjalnych stronach miasta Gdańska ok. 7-10 dni temu. Ze strony pana wiceprezydenta jest to więc manipulacja - twierdzi Marek Skiba z poradnictwa rodzinnego archidiecezji gdańskiej oraz inicjatywy Obywatelski Gdańsk. - Mamy to wszystko udokumentowane na dyskach - dodaje.
- Uczestniczyłem w konsultacjach od października zeszłego roku i nic mnie już tu nie zdziwi. To jest tak, jak w państwie totalitarnym. Podstawowym narzędziem osób wprowadzających ten model jest kłamstwo i manipulacja. To jest ten sam język. Powiedziano, że wszystkie wnioski zostały uwzględnione, oprócz tych, które uwzględnione nie zostały. Czyli większości. Jedna z rekomendacji np. nie została przyjęta dlatego, że oparta była na dokumencie przyjętym przez Sejm RP, który został uznany jako religijny, ponieważ udział w jego przygotowaniu miał Episkopat - zaznacza Adam Chmielewski z Obywatelskiej Inicjatywy Rodzin.
Co więcej, przedstawiciele środowisk katolickich powątpiewają, czy projekt w samych swoich założeniach jest komukolwiek potrzebny. - Problem polega na tym, że Rada Miasta będzie głosować nad modelem, który ma w specyficzny sposób zająć się społecznością miasta. Na terenie zamieszkałym przez społeczność Gdańska nie przeprowadzono żadnych badań dotyczących przejawów dyskryminacji czy braku tolerancji. Wzięto tu pod uwagę jedynie badania z lat 70. czy 90. z USA, Europy Zachodniej i wprost przenosi się to na rzeczywistość miasta Gdańska. Trzeba przyznać, że różnimy się od mieszkańców np. Amsterdamu, choć też leżymy blisko wody. Jednak przeniesienie tych proporcji jest zupełnie nieuprawnione - zaznacza M. Skiba.
Przytacza tu tzw. casus Nysy, która jako pierwsza wprowadziła taki model. Kiedy zmieniły się władze samorządowe, przeprowadzono tam badania, które pokazały, że w Nysie dyskryminacji nie było. - Badania przeprowadzono na wszystkich tzw. grupach przesłankowych. Nie jesteśmy tak nietolerancyjnym narodem, żeby nie tolerować np. homoseksualistów. Czym innym jednak jest tolerancja, czym innym promocja. W rezultacie dokument nigdy nie został wprowadzony w życie. Jedynym wygranym jest ówczesna pani burmistrz, wojująca feministka, która obecnie jest fetowana na wszystkich spotkaniach środowisk feministycznych - wyjaśnia M. Skiba.