- Jan nie wypełnił w stu procentach tej roli, jaką świeckim w Kościele ukazał Sobór Watykański II. On ją spełnił w dwustu procentach - mówił dziś na pogrzebie Jana Zowady ks. proboszcz Krzysztof Pacyga.
Śp. Jan został pierwszym koniakowskim szafarzem Komunii Świętej: - Skoro jego życie wypełnione było rytmem życia parafii, nieustannym czuwaniem przed tabernakulum, to postanowił Chrystus, aby Jego Ciało dotykały jego dłonie - mówił kaznodzieja. - Był tym faktem niezwykle przejęty, wyróżniony. Taki dar otrzymuje osoba, która cieszy się zaufaniem swojego proboszcza i ma wyróżniającą opinię wśród wiernych.
Za tę wyjątkową postawę: człowieka wiary i umiłowania Kościoła, został wyróżniony przez papieża Franciszka najwyższym odznaczeniem dla świeckich w Kościele: medalem Pro Ecclesia et Pontifice - zresztą podobnie jak jego ojciec - także Jan - któremu przyznał to odznaczenie papież Jan XXIII.
Na koniec Mszy św. ks. proboszcz Krzysztof Pacyga dziękował zmarłemu w imieniu jego najbliższych - córki Małgorzaty, syna Jacka, ich rodzin, także wnuków: Agnieszki, Pauliny i Mateusza - za przykład chrześcijańskiego życia, za każdą "Zdrowaśkę" za nich, za ojcowską otuchę w chwilach zwątpienia.
Najbliżsi dziękowali wszystkim kapłanom, ojcom franciszkanom i bernardynom, a także pielgrzymom, delegacjom, pocztom sztandarowym i braciom ewangelikom.
Trumna z ciałem śp. Jana Zowady w drodze na cmentarz
Urszula Rogólska /Foto Gość
Dziękując śp. Janowi w swoim imieniu, ks. Pacyga zaznaczył: - Dwa miesiące, od kiedy tu jestem, to wydaje się za krótko, żeby człowieka poznać, ale wydaje mi się, że śp. Jan to był taki człowiek, który przelał na konkret swojego życia to, o czym przed ponad 50. laty mówił Sobór Watykański II, kiedy po wielu latach zaniedbań, upomniał się o świeckich chrześcijan, kiedy pokazał rolę, jaką mają odgrywać we wspólnocie, jaką jest Kościół. Śp. Jan nie wypełnił w stu procentach tej roli… On ją spełnił... w dwustu procentach. Taką troską, jaką każdy człowiek powinien mieć o dom - o rodzinny dom, ale i o parafię, bo to jest też taki trochę większy dom. I tę rolę on wypełniał na przeróżnych płaszczyznach: nie tylko religijnej, modlitewnej, ale także na takiej zwykłej, ludzkiej, w trosce, żeby panie sprzątaczki miały kawę, czasami ciasto, żeby można było porozmawiać; w trosce o to, żeby wspólnie gdzieś jechać, bo zawsze taki wspólnie spędzony czas integruje.
Jak mówił ks. Pacyga, wraz ze śmiercią Jana Zowady, w Koniakowie zakończył się pewien etap historii tej miejscowości. - Mam nadzieję, że śp. Jan będzie orędownikiem, który sprawi, że w tej wspólnocie pojawią się tacy inni Janowie, którzy odkryją na nowo w swoich sercach właśnie taką troskę o Kościół, jako dom, jako wspólnotę.
Osttanie pożegnanie na cmenatrzu parafialnym w Koniakowie
Urszula Rogólska /Foto Gość
W imieniu opiekunów sanktuarium Matki Bożej w Kalwarii Zebrzydowskiej, śp. Janowi dziękował o. Ekspedyt Osiadacz. Intonując pieśń, którą zawsze śpiewał Jan Zowada prowadząc pątników: Matko Kalwaryjska, do Ciebie biegniemy, /Twoje miejsce święte odwiedzić pragniemy. /Królowo Anielska, na wysokim niebie, /Matko Kalwaryjska, pozdrawiamy Ciebie, o. Osiadacz mówił o tym, jak bardzo zmarły wziął sobie do serca słowa testamentu Jezusa z krzyża: Niewiasto, oto syn Twój, Janie, oto Matka Twoja. Przypominając słowa św. Jana Pawła II, wypowiedziane z okazji 100-lecia koronacji cudownego wizerunki Matki Bożej Kalwaryjskiej, dodał: - Myślę, że nie przesadzę, że tak jak św. Jana Pawła II, kalwaryjska Matka wychowywała także twoje serce - w sanktuarium, gdzie często się modliłeś i na Dróżkach, gdzie rozważałeś Mękę naszego Pana Jezusa Chrystusa i Jego Zmartwychwstanie oraz życie i boleści Matki Najświętszej.
Bernardyn dodał, że podczas tegorocznych obchodów Wielkiego Tygodnia, wielu pielgrzymów dopytywało o Jana Zowadę i modliło się za niego, by już mógł oglądać Chrystusa Zmartwychwstałego twarzą w twarz. - Bracie Janie, do zobaczenia w Domu Ojca, do zobaczenia w Domu Matki - zakończył zakonnik.
Wśród żegnających zmarłego był również o. Innocenty Kiełbasiewicz OFM z franciszkańskiej pustelni w Jaworzynce. Zaznaczył, że imię i nazwisko Jana Zowady otwiera listę franciszkanów świeckich w ich księdze. Odwołując się do kazania ks. Rębisza, zauważył, iż zmarły Jan, jest dla nas wszystkich szczególnym znakiem, także przez znak swojego imienia.
Franciszkanin przywołał świętych o imieniu Jan, którzy nie pozostali bez wpływu na życie zmarłego. Jako pierwszego wymienił św. Jana Chrzciciela: - Pan Janek przepowiadał Chrystusa na rozmaite sposoby, ale Go nie zasłaniał. Niósł Pana Jezusa do drugiego człowieka, wprowadzał w zażyłość z Jezusem - mówił zakonnik.
Podobnie jak św. Jan Apostoł, który spoczywał na piersi Jezusa, zmarły także wsłuchiwał się w serce Pana Jezusa, bo - jak mówił franciszkanin: - Inaczej nie można wytłumaczyć całego jego życia. Słuchał Jezusa, słuchał jak bije Jego serce i potrafił, kochać tak jak św. Jan Apostoł.
Św. Jan od Krzyża był dla zmarłego wzorem rozmodlenia, ukrytego mistyka zapatrzonego w Jezusa. Św. Jan XXIII - patron III Zakonu św. Franciszka - pokazał mu umiłowanie Matki Bożej - w jego przypadku: w jej kalwaryjskim wizerunku, u braci bernardynów. I jest jeszcze jeden Jan - św. Jan Paweł II: - W cierpieniu, ukrytej chorobie ostatnich dni, ale również w umiłowaniu ojcowizny, któremu zmarły dawał nieustannie świadectwo w swoim życiu - podsumował o. Innocenty.
Po Mszy św. ciało śp. Jana Zowady zostało odprowadzone na cmentarz parafialny, gdzie wraz ze wszystkimi żegnały go również pieśniami maryjnymi góralska kapela i orkiestra.