21 marca br. w Holandii zorganizowano referendum. Ważne referendum. Inicjatorem głosowania nie byli przedstawiciele władzy. Wręcz przeciwnie. Jak można wyczytać w sieci, już jesienią ubiegłego roku niektórzy politycy utworzonej po 208 dniach trudnych negocjacji koalicji rządzącej deklarowali, że wyniki głosowania zignorują.
Pięciu studentów, czyli cena poczucia
Przedmiotem holenderskiego referendum stała się sprawa nader delikatna. Chodzi m. n. o wywiad i bezpieczeństwo kraju. Dokładniej mówiąc, o nowelizację ustawy, która precyzuje uprawnienia służb specjalnych w Holandii.
Dlaczego w ogóle doszło do referendum? Kto je zainicjował? Okazuje się, że to zasługa pięciu studentów z Amsterdamu, którzy zaniepokoili się konsekwencjami planowanej regulacji prawnej. Udało im się skłonić niektóre media do zainteresowania tematem. W rezultacie zebrano trzysta tysięcy podpisów koniecznych do zorganizowania referendum.
Łatwo się domyślić, że nowelizacja ustawy znacznie poszerza uprawnienia funkcjonariuszy holenderskich służb specjalnych. Daje im prawo zbierania danych w szeroko pojętych środkach przekazu. Na przykład możliwość śledzenia, kto korzysta z WiFi w pociągu. Albo przechwytywania informacji z internetu światłowodowego. Przy czym dostęp do danych dotyczyć może nie tylko bezpośrednio podejrzanych, ale całego ich środowiska. Także całkiem niewinnych, przestrzegających prawa ludzi.
Nie tylko Holendrzy stanęli przed bardzo istotnym dylematem - powszechna inwigilacja i rezygnacja z prywatności w zamian za poczucie bezpieczeństwa. Ale w ilu krajach sprawa została poddana pod powszechne głosowanie?
Coraz łatwiejsza dzięki nowym technologiom międzyludzka komunikacja z jednej strony jest wielkim dobrem. Z drugiej, okazuje się poważnym zagrożeniem. Udostępniamy dzisiaj ogromne ilości informacji na swój temat nie tylko pojedynczym osobom, ale również tłumom anonimowych odbiorców. Robimy to dobrowolnie, nikt nas do tego nie zmusza. Rzadko zastanawiamy się nad tym, że ktoś je może wykorzystać. Odsłaniamy się tak bardzo, że dzięki temu można nami bez szczególnego wysiłku manipulować. Skłaniać nas do konkretnych zachowań i decyzji. Nabierająca właśnie rozpędu afera wokół brytyjskiego ośrodka analitycznego Cambridge Analytica, stojącego za sukcesem kampanii Donalda Trumpa i akcji popierającej Brexit, to tylko jeden z przykładów, do czego może służyć dostęp do naszych danych.
Już dawno odkryto, że w naszych czasach najcenniejszym towarem jest informacja. Wszelka informacja, dająca wiedzę o każdym konkretnym człowieku. Gdzie jest granica, której nie należy przekraczać, płacąc informacjami o sobie za poczucie bezpieczeństwa, które bywa bardzo złudne i ulotne?