W kieszeni habitu mieścił 10 kilo owoców, chleba i słodyczy. Wszystko dla najbiedniejszych. Mija 100 lat od przybycia o. Aniceta Koplińskiego do Warszawy.
Pisarz Stanisław Podlewski wspominał, że kapucyn posiadał wyjątkowy dar obcowania z ludźmi. Zatrzymywał się co kilkanaście kroków, spotykając na ulicy tych, którzy chcieli pomóc jemu lub wymagali pomocy.
Zaskarbił sobie życzliwość właścicieli barów i kawiarń, restauratorów, hotelarzy, sklepikarzy, piekarzy i rzemieślników, którzy wspierali kapucyńskie dzieło pomocy, nie tylko dowożąc zamówione przez niego towary, ale dorzucając do nich sporo z własnej inicjatywy.
O. Anicetowi udało się zbudować na Annopolu kuchnię, która wydawała 8 tysięcy posiłków. Ale słyszano też, gdy ganił: „Siostro, wzięłabyś się do pracy, umyła dzieci, wyszorowała podłogę. Bieda nie musi śmierdzieć brudem!”.
Dobrze znali go tramwajarze, którzy na podniesienie ręki zakonnika zatrzymywali pojazd w dowolnym miejscu. To samo robili szoferzy i dorożkarze, bo wiedzieli, że podąża do ubogich. Do szpitala kładł się sam na wolne łóżko, i - ku zdziwieniu personelu - tak samo go opuszczał.
Nazywano go jałmużnikiem, ojcem ubogich i św. Franciszkiem z Warszawy. Archiwum Kapucynów Tak naprawdę nie spieszył się jedynie, gdy odprawiał Mszę św. Celebrował ją z ogromnym nabożeństwem, zapominając o całym świecie podczas Przeistoczenia. Podobnie zatapiał się w modlitwie prowadząc pogrzeb. Bywało, ze oddany medytacji mijał bezwiednie bramę cmentarza.
Aby pomagać najuboższym, wykorzystywał też swój poetycki i aktorski talent. Układał okolicznościowe wiersze po łacinie i deklamował je wpływowym osobistościom. Mówił niestarannie, ale sceniczna gestykulacja wystarczała za tysiąc słów.
Zasłynął jako charyzmatyczny spowiednik. Przy jego konfesjonale klękał późniejszy papież Pius XI, kolejni nuncjusze i kard. Aleksander Kakowski. Ten ostatni otrzymał ponoć za pokutę dostarczenie najbiedniejszym wózka węgla. W kolejce do jego kratek stawała elita i najubożsi.