Dzisiejszy patron jest postacią na wskroś ludzką.
Dzisiejszy patron jest postacią na wskroś ludzką. I choć przyszło mu żyć w VI wieku w Irlandii, może być bez żadnych kłopotów orędownikiem dla każdego mężczyzny żyjącego w dowolnym miejscu i czasie. Jak to możliwe? Bo podzielał wspólną wszystkim mężczyznom pasję, słabość czy też po prostu pociąg do płci przeciwnej. Szczególnie tej jej części, którą określilibyśmy mianem młodych i pięknych dziewcząt. Gdyby jednak dzisiejszy patron ograniczył się w życiu jedynie do adorowania kobiet, mógłby co najwyżej zostać Don Juanem. Co zatem zadecydowało o tym, że wspominamy go jako świętego? Pragnienie serca. Ale nie to ukierunkowane na gonienie za zmysłowymi przyjemnościami, tylko to, które poszukiwało czegoś trwałego w świecie. Nawet kosztem owych przyjemności. Kto z nas nie doświadczył podobnych rozterek? I nie trzeba wcale być mężczyzną, żeby je rozumieć. Wewnętrzne rozdarcie to cecha wybitnie ogólnoludzka. Próbując zaradzić temu rozdarciu dzisiejszy patron postanowił opuścić swój dom i udać się do klasztoru. Nie zdołała go od tego odwieść nawet jego rodzona matka, która choć miała przed jego urodzeniem proroczy sen, że wyda na świat słońce, które oświeci ziemię to i tak, gdy nadszedł czas puszczenia syna w świat, dosłownie zagrodziła mu drogę swoim ciałem. A on? On minął z bólem serca tę przeszkodę i stał się tym, kim miał się stać – słynącym z wielkiej ascezy i jeszcze większej surowości mnichem. Człowiekiem, który gdy przyjął święcenia kapłańskie opuścił rodzinną Irlandię i wraz z dwunastoma współbraćmi udał się umacniać w wierze mieszkańców Galii. To tutaj zakładał klasztory na wzór tych, w których sam został uformowany. Tutaj także napisał zakonną regułę, która innym rozdartym mężczyznom miała pomóc wytrwać na drodze ascezy na przekór zmysłowości świata. Nie trzeba chyba nikomu mówić, że ta reguła była równie surowa, co przyroda Irlandii. Dzisiejszy patron nie nakładał w niej jednak na innych ciężarów, których sam całe swoje życie by nie nosił. Trzeba jednak przyznać uczciwie, że ta jego nieugiętość, a nawet apodyktyczność nie każdemu przypadała do gustu. Doszło nawet do tego, że został skazany na banicję, bo wypomniał cudzołóstwo Brunhildzie, konkubinie burgundzkiego władcy Teodoryka. Zmarł 23 listopada 615 roku na terenie Włoch, gdzie w odległości 30 km od miasta Piacenza, w Bobbio, założył nowe opactwo św. Piotra. Czy wiecie państwo kogo dzisiaj wspominamy? Kto jest tak bliskim mężczyznom orędownikiem? To św. Kolumban zwany Młodszym, dla odróżnienia od św. Kolumbana Starszego z Iony – żyjącego parę lat wcześniej innego irlandzkiego opata.