Kiedy przed czterema laty ks. Józef Walusiak postanowił szeroko otwierać drzwi janowickiego kościoła każdego dnia i umieścił na nich tabliczkę "Jezus czeka, wstąp na chwilę", parafianie nie kryli zmartwienia: "Księże, a jak ktoś wejdzie, zniszczy, zdewastuje…?".
Trosce mieszkańców Janowic trudno się dziwić. Jeszcze w latach 70. XX wieku nie mieli własnego kościoła. Sąsiedzi z okolicznych sołectw, kiedy chcieli powiedzieć, że coś nie wydarzy się nigdy mawiali: "Jak będzie odpust w Janowicach". - Tu nie było kościoła. Mieszkańcy chodzili do sąsiedniej Bestwiny, albo Hałcnowa - mówi ks. proboszcz Józef Walusiak, następca ks. Eugeniusza Stopki, który zmobilizował mieszkańców Janowic do budowy własnej świątyni na ziemi ofiarowanej przez Katarzynę i Józefa Kubików (wolę rodziców spełnił syn Florian z żoną Zofią).
Choć janowiczan było niewielu, w latach 1981-2007 postawili okazały kościół, który dziś służy dynamicznie rozrastającej się miejscowości. - To było prawdziwe pospolite ruszenie. Na podarowanej łące, mieszkańcy razem z ks. Stopką, własnymi rękami postawili kościół, plebanię i przygotowali miejsce na cmentarz - relacjonuje ks. Walusiak. - W czasie budowy tłoczyli się w drewnianej kaplicy-baraku, ale już mieli perspektywę, że powstaje ich kościół. Na Wielkanoc 1982 roku już mogli wejść w jego mury.
Otwarte drzwi kościoła, codziennie przyciągają na chwilę adoracji Najświętszego Sakramentu przechodzących obok kościoła. Stały się czymś oczywistym dla parafian - tu zawsze mogą przyjść. Jezus czeka.
Kościół św. Józefa Robotnika w Janowicach
Urszula Rogólska /Foto Gość
Dziś Janowice liczą niespełna 1600 mieszkańców. Ks. Józef Walusiak duszpasterzuje tu samodzielnie. - To parafia wiejska, która coraz wyraźniej staje się podmiejską - mówi. - Większość ludzi pracuje bądź uczy się w Bielsku-Białej lub Czechowicach-Dziedzicach. Mieszkańcy mają szerokie kontakty ze wspólnotami, grupami i organizacjami działającymi w sąsiednich parafiach i miejscowościach. Ostatnimi laty Janowice się bardzo rozbudowują - co roku przybywa kilkanaście domów. Jest blisko miasta, więc coraz częściej przeprowadzają się tu nie tylko mieszkańcy Bielska i Czechowic, ale i całego Śląska.
- Kiedy przyszedł do nas ks. Józef, bardzo ożywił liturgię, zwrócił uwagę na rolę Słowa Bożego w naszej codzienności, wprowadził codzienne krótkie homilie na temat przeczytanej Liturgii Słowa, a także wieczorne Msze św. niedzielne w soboty. Niedzielna Msza św. o 11.00 stała się Eucharystią dla rodzin - ze specjalnym słowem dla nich, gestami. Takiego nagromadzenia biegających maluchów, wózków, dzieci na rękach rodziców chyba nie ma nawet w dużych miejskich parafiach - uśmiecha się Bożena Jaromin, wspierająca ks. proboszcza szefowa parafialnego zespołu charytatywnego.
W niedzielnej Eucharystii uczestniczy 60-65 procent parafian. Codziennie parafianie mogą skorzystać ze spowiedzi - rośnie liczba osób przystępujących do Komunii Świętej.
- Od razu, kiedy przyszedłem, powołałem trzech szafarzy Najświętszego Sakramentu. Dzięki nim liturgia ma swój właściwy przebieg nie przedłuża się, a dodatkowo panowie pomagają mi w odwiedzaniu z Komunią Świętą chorych - podkreśla ks. Walusiak.
Od czterech lat na stałe w życie parafii weszły cotygodniowe nowenny do Matki Bożej Nieustającej Pomocy i św. Józefa. - Zauważyłem, że ten kult duchowo bardzo ożywił parafian. Wiele osób spisuje na karteczkach swoje prośby i podziękowania, które odczytujemy w czasie nabożeństw.
Ks. Józef Walusiak - proboszcz w Janowicach
Urszula Rogólska /Foto Gość
- Codzienne homilie, tłumaczenie nam Słowa Bożego, przynosi swój efekt także na tej płaszczyźnie służby drugiemu człowiekowi - mówi Bożena Jaromin. - Od ponad 30 lat pracuję z ludźmi uzależnionymi i współuzależnionymi, jestem także mediatorem, rescojalizatorem, pedagogiem. Lubię pomagać. Kiedy ks. Józef poprosił mnie cztery lata temu o pomoc w zorganizowaniu pracy zespołu charytatywnego, zgodziłam się.
Bożena Jaromin, doskonale znana mieszkańcom i parafii, i gminy Bestwina, zgromadziła wokół siebie grono ośmiu pań, zajmujących się pomocą najbardziej potrzebującym parafianom. - Zaczynałyśmy we cztery, dołączyły do nas młode, prężne panie, doskonale odnajdujące się w tej posłudze. Na terenie naszego sołectwa nie mamy mieszkańców doświadczających skrajnej biedy materialnej. Mamy natomiast sporo osób starszych po 80. roku życia. To oni, jak i rodziny wielodzietne i rodziny osób niepełnosprawnych, są naszą szczególną troską. Wiemy jak bardzo czekają na nasze odwiedziny, na poświęcony im czas, rozmowy, ale i tę świąteczną kartkę z podpisem proboszcza czy drobne upominki i słodycze. Pod opieką mamy 70 takich domów.