Wśród Czechów, Morawian i Ślązaków na pielgrzymce do Matki Wspomożycielki w złotogórskim sanktuarium.
Górskie sanktuarium Matki Bożej zwane Mariahilf. To nad Zlatymi Horami w pobliżu Głuchołaz. 22 sierpnia 1973 r. łoskot wybuchu wypełnił rozległą dolinę i przetoczył się ponad lasami. Czescy komuniści wysadzili w powietrze kościół Maryi Wspomożycielki. 23 września 1995 r. byłem tam jako reporter na konsekracji zbudowanej od podstaw nowej świątyni pod tym samym wezwaniem. Wszyscy obecni przeżywali z ogromnym wzruszeniem tę uroczystość. Bywam tam często – spokój górskiego lasu, cisza, atmosfera wręcz domowa. Bo ludzie przyjeżdżają (przychodzą) tutaj do Mamy. A choć już nie niemiecki język słychać wokoło, lecz czeski i polski, to wszyscy po staremu powtarzają „Maria, hilf!” – Maryjo, ratuj!
W sobotę 12 sierpnia miał tam miejsce główny odpust pielgrzymkowy – hlavní pouť. Honorowym gościem był biskup senior Josef Hrdlička z Ołomuńca. A uczestnicy tworzyli barwny tłum. A raczej tworzyli zróżnicowaną wspólnotę. To wielorakie zróżnicowanie było widać. Rzucała się w oczy obecność ludzi młodych z dziećmi – od takich szkolnych i starszych, po oseski na rękach mam lub tatusiów. Trzy dziewczyny w ludowych strojach nie tyle były dekoracją, co ikoną zaangażowania i pobożności młodego pokolenia. No... kilka piesków też było. A że wszystko działo się pod niebem i wśród drzew, pieski problemu nie stwarzały, potęgując domową atmosferę. Miejscowy kot jak co roku patrolował okolicę. Wszystko to na zdjęciach można zobaczyć. To były odwiedziny u Mamy.
Biskup Hrdlička jak tato. Bo tak w ogóle Czesi nie tytułują biskupów „ekscelencjo”, tylko „otče”. Jakoś tak cieplej. A że ten akuratnie biskup senior to także básník (czyli poeta) to jeszcze cieplej było. I kazanie było świetne, wyraziste, chwilami mocne. Zwłaszcza we fragmentach, w których ojciec biskup odniósł się do tego, co trapi nasz świat. Pytał: „Jaka jest diagnoza dzisiejszego stanu narodu (czeskiego) i całej Europy? To utrata ideałów. Określa je kult pieniądza, przyjemności, egoizmu – jakoby człowiek wystarczał sam sobie. Tam, gdzie niewiara – atakuje pustka. Gdzie człowiek zamyka się przed duchem Bożym – tam objawia się brak wszelkiego ducha. To powoduje symptom śmierci, wymierania. Jak mówił Jan Paweł II – kultura śmierci”. Kaznodzieja nie zatrzymał się na tym oglądzie. Sięgnął do Pisma Świętego, przywołując nadzieję: „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” – to z listu do Rzymian (5,20).
Kaznodzieja utrafił w potrzebę pielgrzymów. Obecni tam ludzie wiarę mają. Widać ją we wspólnej modlitwie, w postawie skupienia, w momencie przyjmowania Komunii św. Nadzieję też mają – ale to właśnie nadzieja potrzebuje mocnego impulsu, by ideowa pustka, by zanik wszelakich (nie tylko chrześcijańskich) wartości nie zniszczyły tego, czym człowiek musi oddychać jak powietrzem i jak wodą pragnienie ducha gasić. Sobotnia pielgrzymka tę rolę bez wątpienia spełniła.