Jak być katolikiem w wielkiej korporacji? Czy da się ewangelizować w "ołpenspejsie"? Co zrobić, gdy szef wymaga zachowań nieetycznych? Odpowiedzi na te pytania białe kołnierzyki szukają na comiesięcznych spotkaniach w kościele Wszystkich Świętych.
Praca w korporacji dla wielu jest spełnieniem zawodowych marzeń, otwarciem bramy do nieograniczonych możliwości, rozwoju, awansu, kariery, samorealizacji… Dla innych to twarda rywalizacja, nieustanny stres, „wypranie z osobowości” - słowem: udręka. Ale tkwią w robocie, której często nie cierpią, bo ma też niezaprzeczalne zalety: daje poczucie stabilizacji, wielkie pieniądze i prestiż.
- Na początku mojej pracy byłem typowym korposzczurem. Walczyłem jedynie o korporacyjne cele i nerwowo rozglądałem się na boki, czy ktoś mnie w tej walce nie ubiegnie - przyznaje Grzegorz Matyja, salesman w jednej z warszawskich korporacji.
Wydawało mu się, że wszystko ma w zasięgu jego ręki, pod warunkiem, że będzie wystarczająco kreatywny, efektywny i przebojowy – bardziej od innych. Czerwone światełko zapaliło się w momencie, gdy ze zdziwieniem zobaczył, że nie wszyscy w firmie z takim zacięciem prą do przodu. Przeciwnie, są maruderzy, którzy celowo zostają gdzieś w tyle.
- Zobaczyłem, że nie wszystkim zależy na tym, żeby się wybić, awansować, startować w konkursach… Że są tacy, którzy nie chcą zostawać w pracy po godzinie 18 i zamiast na wieczorną kolację z klientem, wolą wybrać się na spacer z rodziną. To było dla mnie spore zaskoczenie. Zacząłem dostrzegać, że istnieje świat poza biurem, projektami, klientami i że w życiu chodzi o coś więcej, niż tylko o pracę. Ona jest ważna, jednak powinna przynosić dobre owoce w wielu wymiarach, także w wymiarze ludzkim, zarówno dla moich współpracowników i klientów, ale także rodziny i mnie samego - mówi Grzegorz.
Chodzi o coś więcej, czyli o co? – to pytanie nie dawało mu spokoju i nurtowało. Żeby znaleźć odpowiedź, wszedł na swoją „Sykomorę”. Jak zwierzchnik celników Zacheusz, który - jak pisze ewangelista św. Łukasz - był „bardzo bogaty”, a poza tym miał władzę i poważanie. Wdrapał się na drzewo nie z pobudek religijnych, ale z czysto ludzkiej ciekawości: chciał zobaczyć Jezusa, o którym tak wiele słyszał. A idący w tłumie Jezus go na tej sykomorze zauważył i wezwał do siebie.
- W styczniu tego roku powstały nasze comiesięczne „spotkania korpoludków”, strona internetowa sykomora24.pl i fanpage na facebooku „Sykomora między biurowcami”. Bo nasza sykomora daje inną perspektywę, ułatwia wzniesienie się ponad codzienne, zawodowe sprawy, pozwala także dojrzeć Jezusa, dać Mu szansę na wejście w nasze życie - dodaje Grzegorz.
- To media i filmy wykreowały obraz korporacji jako jedynie złego świata, a wśród nas są naprawdę różni ludzie. Nieprawda, że pieniądze, awans, kariera są dla nas wszystkich najważniejsze – zaznacza prawnik Robert Wójcik, prywatnie ojciec czterech córek i gitarzysta w uwielbieniowym zespole „Kumran” z Józefowa.