- Woodstokowicze podchodzili do nas i mówili: "Dobrze, że jesteście". Dodawali, że tutaj czują się dobrze, mają z kim pogadać czy nawet mogą spotkać Pana Boga - opowiada Dorota Czarnotta, która wraz z grupą wolontariuszy z Elbląga posługiwała na tegorocznym Przystanku Jezus.
Mimo wszystko przeżycia wolontariuszy rysują się w jasnych barwach. - Ogólne wrażenie... bardzo pozytywne. Jestem zachwycona tym czasem - mówi Kasia. - Po pierwsze, czasem rekolekcji, które trwały od niedzieli do wtorku. Były mocne i dodawały sił do głoszenia Dobrej Nowiny o Jezusie, a także w praktyczny sposób dawały wskazówki jak to robić - opowiada. - Mimo że człowiek jedzie na górnolotnie nazywaną ewangelizację innych, to musi najpierw zacząć od siebie i siebie "zewangelizować" - dodaje Izabela Marciniak.
Dni spędzone na Przystanku Jezus są również czasem poznawania siebie, swoich barier i możliwości. - Jestem człowiekiem, który niestety nabył taką złą manierę osądzania i oceniania ludzi! Na Woodstocku nie ma na to miejsca. Ci ludzie z jednej strony są tacy sami jak my, a drugiej tak bardzo różni - mówi D. Czarnotta.
- Jedni przebrani za tygrysa, inni z ogromnym pampersem na biodrach, inni w samej bieliźnie albo mężczyzna w białej sukni czy chłopak łowiący wędką w kratce kanalizacyjnej... - relacjonuje obrazki zapamiętane z Kostrzyna. Wolontariuszka zaznacza, że normalnie, gdy idzie się ulicą, takie zachowania wywołują szyderczy uśmiech, a nieraz poczucie bycia lepszym od tego człowieka. - Tam, na Przystanku Woodstock, trzeba się tego wyzbyć - tylko wtedy jest się w stanie bez zgorszenia i z radością iść głosić Chrystusa.
Dziewczyny wspominają także moment, gdy spotkały mężczyznę około 10 lat starszego od nich. Rozmowa z nim trwała ponad godzinę. - Był bardzo przyjaźnie nastawiony do nas, opowiadał o swoim życiu, rodzinie, braku wiary, o tym, że kiedyś był w oazie - opowiada Dorota.
- W związku z tym, że pierwszy raz byłam na PJ i oczywiście na Woodstocku, zaczęłam zadawać mu pytania, jak to jest na Woodstocku, co się tam robi cały dzień, jak zachowują się ludzie. Na to on powiedział: "Poczekajcie!". Obok przechodziło dwóch wysokich i dobrze zbudowanych mężczyzn. Jedli lody. Nasz rozmówca powiedział, że nam coś pokaże. Odwrócił się do nich i krzyknął: "Hej, dacie mi loda?". Wtedy pomyślałam: "O, będzie bójka", bo to był taki trochę dwuznaczny tekst. Na co jeden z nich z uśmiechem na twarzy odwrócił się i powiedział: "Proszę" - i wręczył mu loda... Nasz rozmówca podziękował i powiedział, że chciał tylko pokazać nam, że ludzie są tutaj mili dla siebie. Szczerze? Nie spodziewałam się takiej reakcji, bo w dzisiejszym świecie na ulicy niejeden by dostał za to lanie...
- Te wszystkie spotkania i rozmowy były dla mnie bardzo ważne, pokazały, że potrzebujemy siebie nawzajem jako ludzi, i były dla mnie umocnieniem w wierze - podsumowuje Iza.