O wyzwaniach stojących przed franciszkanami, sposobach poruszania się po Rzymie oraz o tym, jak przez grę na gitarze można odnaleźć swoje powołanie – przy okazji wizyty w panewnickiej bazylice opowiada o. Michael Perry, generał Zakonu Braci Mniejszych.
A Ojciec, gdzie tylko może… jeździ na rowerze.
Jak, bardzo rzadko używam samochodu w Rzymie. Chodzę pieszo, jeżdżę komunikacją publiczną i faktycznie – jeżdżę na rowerze. Wiem, że to tylko mały wkład, ale w ten sposób chcę przypominać samemu sobie, jak istotny to problem.
Ale rozpoznajemy nie tylko problemy środowiska. Ważne jest również dbanie o pokój. Ludzie uciekają ze swoich domów z Syrii, Sudanu, Iraku – wielu różnych części świata. My jako franciszkanie chcemy pokazać, że jesteśmy otwarci na wszystkich ludzi. Nie boimy się. Bóg mówi ludziom wierzącym, by się nie bali, ale szli z odwagą.
Czy przy tak wielu podróżach po całym świecie ma jeszcze Ojciec czas, by budować osobistą relacją z Bogiem?
To olbrzymie wyzwanie. Podróże, spotkania, napięty grafik, różnice czasowe, różne języki. To zawsze niemały kłopot, by efektywnie zarządzać czasem. Czuję, że czasami Bóg mówi mi bym modlił się nawet w samolocie, pociągu czy samochodzie. Te chwile zamieniają się w momenty modlitwy. Ale są i takie momenty, że zaszywam się tylko po to, by się modlić. Za kilka dni wyjeżdżam na trzy dni tylko po to, by modlić się i słuchać Boga. Tylko wtedy, kiedy sam słucham Boga, mogę zapraszać innych, by też to robili.
Wiara i gitara – w przypadku Ojca to podobno nieodległe skojarzenia?
Moja droga powołania jest dość wyjątkowa, zresztą każda taka właśnie jest. Niezbyt chętnie chodziłem do kościoła. Ale moja siostra poprosiła mnie, żebym poszedł zagrać na spotkaniu młodzieży chrześcijańskiej – mieli się wspólnie modlić. Oczywiście nie chciałem, lecz o cokolwiek poprosi siostra, zawsze odpowiedzią powinno być „tak” (śmiech). Więc powiedziałem „tak”, poszedłem, zagrałem i posłuchałem. Młodzież miała wyruszyć pomagać do bardzo biednego regionu w Stanach Zjednoczonych. W tym czasie zajmowałem się budową domów, by opłacać swoje studia prawnicze. Zapytałem mojego szefa, czy mógłbym pojechać z tą młodzieżą na miesiąc. Szef był katolikiem, zgodził się i… jeszcze mi za to zapłacił.
Bardzo pobożny szef…!
Zgadza się. Odbudowywałem więc domy biednym ludziom, grałem na gitarze i zacząłem czytać o życiu świętego Franciszka. Przyglądałem się franciszkanom pracującym dla ubogich i zakochałem się w tym. W ten sposób Bóg odciągnął mnie od zostania prawnikiem. Służę Bogu dzięki temu, że grałem na gitarze.
Franciszkanie trwają już od ośmiuset lat. Co – patrząc z perspektywy Generała – sprawa, że franciszkańskie przesłanie jest wciąż aktualne?
To, że po tylu latach nie staliśmy się tylko historycznym pyłem umożliwia fakt, że potrafimy dostosować się do zmieniających się epok. Nie chcę przez to powiedzieć, że jesteśmy prowadzeni tylko przez czasy, w jakich żyjemy. Nasze wartości zawsze wyznacza przecież Ewangelia – tymi wartościami są modlitwa, braterstwo, wspólne życie. Staramy się żyć prosto, być blisko ubogich i najbardziej potrzebujących. Ale też cały czas jesteśmy na świeżo, rozumiemy wyzwania, z jakimi trzeba się mierzyć właśnie dzisiaj.
Jesteśmy braćmi – zainteresowanymi planetą, naturą, środowiskiem, zatroskani o biednych. Zaangażowanymi w budowanie takiego świata, w którym ludzie czują, że Bóg jest obecny – bo są wzięci pod opiekę i kochani. Jesteśmy wsłuchani zarówno w Ewangelię, jak i słuchamy tego, co mówią nam ludzie – stąd wyciągamy wnioski, czego na obecne czasy chce od nas Bóg.