Szefowie państw i rządów 27 krajów UE spotkają się w sobotę po raz pierwszy na formalnym szczycie w okrojonym składzie bez Wielkiej Brytanii, by przyjąć wytyczne do negocjacji związanych z opuszczeniem przez ten kraj UE.
Na szczycie nie zanosi się na ciężkie negocjacje, bo w ciągu ostatniego miesiąca przedstawicielom stolic udało się przygotować tekst przed szczytem. Nie oznacza to, że przywódcy unijnych krajów nie będą mieli o czym rozmawiać, bo negocjacje dotyczące warunków wyjścia Wielkiej Brytanii z UE zapowiadają się na trudny proces.
Choć "27" spotykała się już po ubiegłorocznym referendum na Wyspach, to szczyty te nie były formalne. Teraz, po złożeniu przez premier Wielkiej Brytanii Theresę May notyfikacji o zamiarze wyjścia z UE, pozostałe państwa członkowskie musiały się spotkać na oficjalnym szczycie.
Jedynym tematem spotkania ma być Brexit. W rozmowach weźmie udział główny negocjator ze strony Komisji Europejskiej Michel Barnier. Jak informowały źródła unijne, ma to być wyraz zaufania, jakim kraje członkowskie obdarzają go za dotychczas wykonaną pracę i tę, która jest jeszcze przed nim. Jego uczestnictwo w tego typu spotkaniach ma być normą.
Szefowie państw i rządów mają potwierdzić podejście do negocjacji oparte na etapach: najpierw ma nastąpić ustalenie kluczowych kwestii, a dopiero później - gdy w kluczowych sprawach osiągnięty zostanie odpowiedni postęp - przejście do rozmów o ramach przyszłych relacji.
Pierwsza część rokowań, które rozpoczną się po czerwcowych wyborach w Zjednoczonym Królestwie, ma dotyczyć gwarancji praw dla obywateli UE mieszkających na Wyspach i Brytyjczyków na kontynencie, rozliczeń finansowych oraz granicy między Irlandią i Irlandią Północną.
"Mówimy o życiu milionów ludzi, dlatego gwarancje musza być skuteczne i niedyskryminacyjne; powinna im towarzyszyć prosta i płynna procedura administracyjna. Powinniśmy również uzgodnić ze Zjednoczonym Królestwem, że wszystkie zobowiązania finansowe, które zostały powzięte przez UE-28, powinny być również honorowane przez Wielką Brytanię" - mówił w piątek pragnący zachować anonimowość wysokiej rangi urzędnik unijny.
Rozmowy na te dwa tematy nie będą proste. Po pierwsze wieloletni budżet unijny kończy się w 2020 r., ale rozliczenia zobowiązań zawartych w jego ramach sięgać będą nawet 2023 roku. Tymczasem wyjście Wielkiej Brytanii z UE planowane jest na marzec 2019 r.
"27" w tej sprawie jest zgodna, bo ani płatnicy netto do unijnej kasy nie wyobrażają sobie, że będą musieli płacić więcej w ramach trwającej perspektywy finansowej, ani odbiorcy środków z kasy UE nie wyobrażają sobie, że dostaną mniej. Z kolei Londyn nie ma ochoty na płacenie do wspólnej kasy już po wyjściu z UE. Pieniądze, o jakich mowa w tym kontekście, nie są małe - nieoficjalnie mówi się o kwocie 60 mld euro.
"Nigdy nie widziałem, żeby płatnicy i obiorcy netto pracowali ze sobą tak blisko, aby mieć pewność, że rozliczenie finansowe będą częścią tej oceny, czy wystarczający postęp został osiągnięty" - relacjonował rozmowy w tej sprawie urzędnik.
W drugiej kluczowej kwestii też zanosi się na spór na linii Bruksela-Londyn. UE chce, by Wielka Brytania gwarantowała prawa obywateli, łącznie z nabywaniem prawa pobytu, aż do czasu wyjścia z "28". Takie podejście oznaczałoby, że Polak, który jeszcze 28 marca 2019 r., czyli dzień przed wyjściem Wielkiej Brytanii z UE, przeniesie się na Wyspy, mógłby w ciągu pięciu lat nabyć prawo pobytu (wytyczne nie zapominają też o członkach rodzin).
Może być to trudne do zaakceptowania przez Wielką Brytanię, bo odzyskanie kontroli nad migracją i granicami było jednym z głównych postulatów orędowników Brexitu.
Według dyplomatów, dyskusja szefów państw skupi się na tym, kiedy i w jaki sposób przejść do drugiego etapu rozmów z Brytyjczykami na temat przyszłych relacji. "To będzie bardzo trudna decyzja polityczna" - przyznał przedstawiciel jednego z krajów członkowskich. Do ustalenia jest też, w jaki sposób Rada Europejska będzie sprawowała nadzór nad negocjacjami.
Polska jest zadowolona z propozycji wytycznych, podkreślając, że nasze propozycje zmian w tekście zostały przyjęte przez inne państw członkowskie. Warszawa musi pilnować tego procesu ze względu na 800 tys. Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii i to, że jesteśmy największym odbiorcom środków z unijnej kasy.
Szef Rady Europejskiej Donald Tusk wraz z szefem Komisji Europejskiej Jean-Claude'em Junckerem mają zaproponować na szczycie ogólne podejście w sprawie przeniesienia dwóch unijnych agencji, których siedziba jest w Londynie. Chodzi o agencję ds. leków oraz agencję ds. nadzoru bankowego, o które zaczynają się ubiegać pozostałe państwa unijne. Szefowie KE i RE mają przedstawić zarys mapy drogowej w sprawie ich przeniesienia z Londynu. Chcą, żeby liderzy zgodzili się, aby na kolejnym szczycie w czerwcu podjęta została decyzja w sprawie procedury i kryteriów relokacji.
Na ich podstawie "27" miałaby wyłonić kraje członkowskie, do których miałyby trafić agencje. Unijni dyplomaci przyznają, że sprawa nie będzie prosta, bo w kolejce po nie ustawiło się 26 państw członkowskich (w tym Polska). W Brukseli panuje przekonanie, że sprawę trzeba rozwiązać jak najszybciej, aby nie powodowała zgrzytów pomiędzy stolicami.