Ks. Norbert Jurek, pracujący w USA, mówi o tym, jak katolicy odbierają nowego prezydenta, nachalną promocję genderyzmu w mediach i co Amerykanów pociąga w Kościele.
Jędrzej Rams: Podział polityczny na dobrych/złych w Stanach jest nieco inny niż w Polsce. U nas rozwodnik raczej miałby małe szanse na zwycięstwo. Czy katolicy w Stanach Zjednoczonych cieszyli się, że wygrał trzeci raz żonaty Donald Trump?
ks. Norbert Jurek, Auburn, Alabama: To prawda, że realia polityczne w USA są zupełnie inne niż w Polsce. Te wybory jednak były dla samych Amerykanów szczególnym wydarzeniem. Z jednej strony dlatego, że mimo iż przed Hilary Clinton 12 kobiet ubiegało się o urząd prezydenta, ona jedyna miała tak naprawdę szansę wygrać i zostać pierwszą kobietą na tym stanowisku. Z kolei Donald Trump, zupełnie niezwiązany z politycznym establishmentem, przez długi czas był traktowany mało poważnie zarówno przez polityków, celebrytów, jak i media. Jego wygrana była dla wielu ogromną niespodzianką, a nawet szokiem. Dla katolików te wybory były okazją do jednoznacznego opowiedzenia się za życiem i przeciwko regulacjom prawnym, które są nie do pogodzenia z nauką Chrystusa i naturalnym prawem moralnym. Hilary Clinton deklarowała zdecydowane poparcie dla aborcji, eutanazji i „małżeństw” homoseksualnych. Po wyjściu na jaw w 2016 informacji o zarabianiu pieniędzy na handlu częściami ciał abortowanych dzieci przez Planet Parenthood, duża część Amerykanów, łącznie z katolikami, jeszcze bardziej zintensyfikowała działania na rzecz delegalizacji aborcji i zaprzestania tych okrutnych praktyk. Według artykułów, które czytałem, i rozmów z parafianami to miało olbrzymi wpływ na fakt, że większość katolików poparła w tych wyborów właśnie Trumpa. Amerykańscy katolicy mają świadomość, że nowy prezydent popełnił wiele błędów, a niektóre z jego wypowiedzi i działań są co najmniej niestosowne, ale w sytuacji gdy jasno opowiadał się za ochroną pierwszego i najbardziej fundamentalnego prawa – do życia, a przy tym podkreślał znaczenie wolności religijnej w życiu narodu, to on był oczywistym wyborem.
Jak amerykańscy katolicy patrzą na pewne symbole, gesty wykonywane przez Donalda Trumpa? Chodzi mi o modlitwę kard. T. Dolana przed zaprzysiężeniem czy też rozpoczęcie ceremonii przez katolickiego hierarchę. Czy to jest było to zauważane i komentowane przez katolików?
Katolicy, jak i wszyscy chrześcijanie z radością przyjmują słowa i gesty nowego prezydenta, w których odwołuje się do Boga, wartości chrześcijańskich czy wprost modli się o błogosławieństwo dla Stanów Zjednoczonych. W sytuacji, gdy w sferze publicznej religia często jest nieobecna ze względów politycznej poprawności czy fałszywie rozumianej tolerancji, takie zachowania Donalda Trumpa budzą nadzieję. To nie pierwszy raz kiedy katolicki hierarcha uczestniczy w uroczystościach inaugurujących prezydenturę – w czasie inauguracji Kennedy’ego inwokacja była prowadzona przez kardynała Richarda Cushinga. Jest to jednak pierwsza inauguracja, gdy aż 6 duchownych/przywódców religijnych zostało zaproszonych, by wspólnie się modlić. Jest to bez wątpienia oznaka otwartości i szacunku nowej administracji dla wartości religijnych, co przez wielu katolików jest przyjmowane z ogromną wdzięcznością. Prezydent obiecał wiele, ale katolicy mają świadomość, że to jego przyszłe czyny i decyzje zdecydują o ocenie jego prezydentury, a nie wielkie słowa, dlatego wielu zachowuje na razie roztropną powściągliwość w ocenie jego osoby. Bez wątpienia wspaniałą informacją jest, że wczoraj Prezydent Donald Trump podpisał dokument zakazujący finansowania z budżetu federalnego międzynarodowych organizacji pozarządowych, które mają na celu promocję aborcji. To pokazuje, że za słowami w tej kwestii idą czyny.
Podczas kampanii wyborczej wyciekła korespondencja współpracowników Hilary Clinton, gdzie w niewybrednych słowach określano katolików. Czy tak właśnie katolicy czują się traktowani przez establishment? Czy może to był wyjątek?
Katolicy wielokrotnie doświadczyli w Stanach Zjednoczonych dyskryminacji religijnej i od moich parafian wiem, że czuli się lekceważeni przez administrację prezydenta Obamy. Głośna była sprawa, gdy reforma ubezpieczeniowa administracji Obamy, zmusiła pracodawców do wykupywania dla pracowników ubezpieczenia, które obejmuje też aborcję, antykoncepcję i sterylizację. Jedno z czołowych zgromadzeń religijnych w USA – Małe Siostry Ubogich, które prowadzą ponad 30 domów dla najbardziej potrzebujących, opiekując się nimi aż do śmierci, musiało albo zdecydować o zamknięciu swoich placówek (wobec olbrzymich kar finansowych w przypadku niedostosowania się do nowego prawa), albo wystąpić na drogę sądową, broniąc się przed finansowaniem i popieraniem praktyk, których żaden katolik nie może popierać. Reforma ta była jawnym pogwałceniem wolności sumienia – na szczęście jednak wyrok Sądu Najwyższego był pomyślny dla sióstr. Sprawa ta pokazała jednak, jaki stosunek rządzący mieli do zasad moralnych i osobistych przekonań nie tylko katolików, ale chrześcijan w ogóle.