Głodujący od 6 dni w Dobrzeniu Wielkim wciąż wierzą, że w końcu przyjedzie do nich reprezentant rządu. Noc, w czasie której weszło w życie rozporządzenie rządu ws. powiększenia Opola, przebiegła spokojnie.
Rankiem ostatniego dnia roku 2016 głodujących w sali kinowej GOK w Dobrzeniu Wielkim ponownie odwiedził biskup opolski Andrzej Czaja, prosząc o przerwanie głodówki. Protestujący postanowili jednak ją kontynuować i krótko po południu wydali oświadczenie o treści: "My, głodujący, oświadczamy, że warunkiem zawieszenia protestu głodowego jest przyjazd do nas przedstawiciela rządu z deklaracją rozpoczęcia rozmów dotyczących rozwiązania zaistniałej sytuacji".
1 stycznia 2017 r. weszło w życie rozporządzenie rządu ws. powiększenia granic administracyjnych Opola. - Strajkujemy w Bożym duchu, jest modlitwa, śpiewamy kolędy. I nie gaśnie w nas nadzieja. Nigdy się nie poddamy. Ta głodówka to nasza jedyna broń - mówi Józef Malcharczyk z Czarnowąsów, jeden z prowadzących od 6 dni strajk głodowy. Podkreślił, że wsparcia duchowego udziela głodującym ks. Jan Polok, proboszcz z Dobrzenia Wielkiego, oraz inni księża parafii w gminie Dobrzeń Wielki.
Dzięki interwencji ks. Poloka w nocy 30 grudnia udało się bez szwanku opuścić salę GOK prezydentowi Opola Arkadiuszowi Wiśniewskiemu. Prezydent firmujący projekt „wielkiego Opola” przyjechał do Dobrzenia nocą, by porozmawiać z głodującymi i namówić ich do przerwania głodówki, wkrótce jednak sala wypełniła się kilkuset mieszkańcami gminy, którzy głośnymi okrzykami i skandowaniem wrogich okrzyków m.in.: „Złodzieje!” pożegnali prezydenta Wiśniewskiego oraz towarzyszących mu wiceprezydenta Opola Mirosława Pietruchę i rzeczniczkę opolskiego ratusza Katarzynę Oborską-Marciniak. Delegacja musiała opuszczać Dobrzeń w asyście policji.
Mimo pojawiających się w ciągu dnia medialnych spekulacji 31 grudnia nie pojawił się w Dobrzeniu już żaden reprezentant władzy. Od godz. 19 w sali GOK zaczęli się gromadzić mieszkańcy gminy, by wyrazić swoje wsparcie głodującym.
Anna Skorupska, głodująca z Borek z dziećmi: Anastazją i Maksymilianem. Andrzej Kerner /Foto Gość - Jest mi bardzo ciężko z powodu rozłąki z dziećmi, ale myślę, że to może mi pomóc lepiej je wychować. Jestem tu dla ludzi, bo jestem w radzie sołeckiej Borek, wsi, która w stu procentach wypowiedziała się przeciwko włączeniu do Opola. Może w przyszłości dzięki udziałowi w głodówce będzie mi łatwiej wytłumaczyć moim dzieciom, co znaczy szacunek dla drugiego człowieka i miłość do swojej małej ojczyzny, a przede wszystkim dużej ojczyzny - Polski. Bo często zapominamy wszczepiać dzieciom takie wartości. Mam nadzieję, że nasza głodówka otworzy oczy innym na to, jak powinniśmy żyć: szanować innych i reagować na zło. Bo to, co się dzieje, to jest zło - powiedziała Anna Skorupska z Borek, którą nietypową noc sylwestrową przeżywała w GOK-u z mężem Rafałem oraz dziećmi: Anastazją (2 latka) i Maksymilianem (8 lat).
W sali przeważała atmosfera nadziei i wiary w to, że protest głodowy przyniesie skutek: w Dobrzeniu Wielkim pojawi się w końcu na rozmowy pełnomocny reprezentant rządu.
Około 22.00 rozpoczęło się śpiewanie kolęd. W pewnym momencie jedna z głodujących, Maria Koschny, zaintonowała pieśń: „Oto jest dzień, który dał nam Pan” i przekonywała zebranych, że „ten nasz głód przerodzi się w dobro”.
Sylwestra z głodującymi spędzało sporo młodych mieszkańców gminy. - W takiej sytuacji i atmosferze średnio by mi się zabawa sylwestrowa udawała. Dostaję sygnały od znajomych, którzy jednak gdzieś tam imprezują, że niekoniecznie jest tak, jak co roku. Ta sytuacja ma wpływ nawet na tych, których tutaj nie ma. Ogólnie jest mi przykro. Bo ludzie tutaj nie jedzą od 5 dni w naszej sprawie. Sprawa nie jest łatwa, a to, jak media pokazują lub czego nie pokazują, też ma wielkie znaczenie. Czujemy się bezsilni - powiedziała Alicja Kokot, która do GOK-u na „sylwestra” przyszła ze swoimi rodzicami.
Przed północą zaśpiewano pieśń strajkujących, potem krótkie życzenia wszystkim złożył jeden z nich - Janusz Piontkowski z Kup i sala zaczęła skandować: „Cała gmina zawsze razem!” oraz „Nie oddamy żadnej wioski!”. Nie było żadnego toastu ani poczęstunku. Atmosferę panującej wśród zgromadzonych jedności wyraziły wzajemne życzenia.. - Obyśmy zostali wieśniakami - śmiali się jedni. Inni żartowali: - Przyjechaliśmy z domu w Czarnowąsach, a wrócimy do domu w Opolu.
Jednak w niektórych oczach było widać łzy.