Szlachetna Paczka po raz szósty gościła także w Andrychowie. W sobotę i niedzielę 10 i 11 grudnia szesnaścioro wolontariuszy i ich przyjaciele uwijali się przy setkach pudeł i pakunków!
- Pan marzył o obrazie z widoczkiem, na ścianę - na swoje 50-te urodziny - opowiadają. - Był bardzo zdziwiony kiedy poza obrazem wnieśliśmy jeszcze czternaście paczek. A wśród nich m.in., maszynka do mielenia mięsa i artykuły spożywcze - pan bardzo lubi gotować. A także ciepła kołdra. Bardzo się ucieszył, bo w domu nie ma ogrzewania. Będzie mu cieplej. Mówił, że jeszcze nigdy nie otrzymał takiej pomocy i... już zaczął obmyślać kogo będzie mógł dalej obdarować dzięki tej pomocy. To wielka radość móc uczestniczyć w takich spotkaniach. Te pozytywne emocje ładują człowieka na cały rok i nie sposób nie dołączyć do Paczki w kolejnych edycjach…
Wśród darczyńców są m.in. Barbara i Stanisław Gracowie z Inwałdu. - Do akcji wciągnął nas nasz syn, Damian. Przed rokiem zorganizowaliśmy się w kręgach Domowego Kościoła naszej parafii i udało się skompletować pokaźną paczkę. W tym roku przygotowaliśmy kolejną - zaangażowało się na pewno ponad 40 osób! To wspaniała inicjatywa. Mamy pięcioro dzieci i każde z nich chciało mieć swój udział w przygotowaniu paczki. Dołączył do nas kolega, który dysponuje odpowiednim transportem - dziś od rana rozwozi paczki do potrzebujących. Bo paczka łączy ludzi, jednoczy...
Dziesiątki - jeśli nie setki! - kilogarmów przenieśli paczkowi wolontariusze
Urszula Rogólska /Foto Gość
Magazynem andrychowskiej Szlachetnej Paczki jest siedziba Banku Spółdzielczego.
- Co roku na ten jeden weekend zamieniamy bank w kawiarenkę, w której przygotowujemy miejsce nie tylko na paczki, ale i na stoliki przy którym mogą spotkać się wolontariusze i darczyńcy - mówi Marta Owsiany, specjalista do spraw marketingu w placówce. - I mamy naszą specjalność - napój imbirowy dla wszystkich zmarzniętych. Dziś w tym banku pieniądze nie mają znaczenia. To, co ma znaczenie, to empatia, szacunek do samego siebie i innych ludzi wokół. Szlachetna Paczka wywołuje prawdziwą falę dobra i pomocy. Są darczyńcy, są rodziny, którym trzeba pomóc, ale i jest grono ludzi, którzy chcą tu dziś po prostu być. Mama Justyny gotuje żurek dla wszystkich wolontariuszy, ktoś podarował wielką blachę sernika, ktoś inny pudla ciastek. Pamiętam, że kiedy nas pracownicy przygotowywali paczkę, poszli po papier do zapakowania pudełek do kwiaciarni. Potrzeba go było dość dużo. Pani zapytała do czego potrzebujemy go aż tyle. Kiedy się dowiedziała… nie pozwoliła otworzyć portfela…