Kard. Stanisław Dziwisz wspominał zamach na Jana Pawła II. - Dzień 13 maja jest dla mnie zawsze wyjątkowy i ważny - powiedział metropolita krakowski.
Kard. Dziwisz spotkał się z dziennikarzami w Domu Arcybiskupów Krakowskich we czwartek 12 maja, w przeddzień 35. rocznicy zamachu na Jana Pawła II.
- Ojciec święty mówił nieraz, że dziękuje Panu Bogu, iż mu pozwolił cierpieć. Dla mnie Jan Paweł II jest męczennikiem. Wylał krew na pl. św. Piotra, pełniąc swoją służbę - stwierdził metropolita krakowski.
Wspominał dramatyczne wydarzenia sprzed lat. - Uczestniczyłem w tym wypadku, który miał miejsce 13 maja 1981 r. na pl. św. Piotra i wstrząsnął opinią całego świata. Pamiętam, że 35 lat temu wypadał w środę. Było gorąco, więc audiencja na pl. św. Piotra odbywała się po południu. Ojciec święty wtedy, przejeżdżając drugi raz przez plac, pozdrawiając wielkie tłumy pielgrzymów z całego świata, po godz. 17 został ugodzony kulami z pistoletu zamachowca. Byłem wówczas z Janem Pawłem II w dżipie. Usłyszałem dwa wystrzały. Potem staraliśmy się rannego ojca świętego zawieźć do szpitala, by go ratować - powiedział kard. Dziwisz.
Przywołał z pamięci przebieg walki o życie Jana Pawła II. - W czasie drogi, która na szczęście trwała bardzo krótko, papież był na początku przytomny i, nie wiedząc jeszcze wtedy, kto dokonał tego zamachu, już z góry mu przebaczył. Słyszałem, jak mówił: „Ofiaruję to wszystko za Kościół, za ludzkość i jemu przebaczam”. Potem powoli tracił świadomość. W takim stanie dowieźliśmy go do Polikliniki Gemelli. Wtedy na ratunek ruszyli lekarze. Na wdzięczność zasługuje zwłaszcza prof. Francesco Crucitti, który operował wówczas ojca świętego. W trakcie operacji były momenty bardzo trudne. Prof. Francesco Buzzonetti, lekarz osobisty papieża, podszedł do mnie w pewnym momencie i powiedział: „Trzeba ojca świętego opatrzyć sakramentami, bo sytuacja jest krytyczna; ledwie odczuwa się bicie serca i spada ciśnienie”. Lekarze zrobili jednak wszystko, by go ratować. Znaleźli się nawet ofiarni lekarze, którzy oddali ojcu świętemu swoją krew - wspominał były sekretarz Jana Pawła II.
Przypomniał także religijny kontekst zamachu. - Jak wiemy, dzień 13 maja jest również związany z objawieniami w Fatimie. Ojciec święty zawsze się nimi bardzo interesował. Gdy przyszedł do siebie, zwrócił uwagę na zbieżność daty i godziny zamachu z jednym z objawień fatimskich. Poprosił wówczas, by przyniesiono mu do szpitala zapis treści „sekretów fatimskich”. Czytał uważnie przede wszystkim trzeci sekret, który nie był jeszcze wówczas ogłoszony publicznie. Prawdopodobnie wtedy postanowił zrealizować to, czego żądała Matka Boża w objawieniu wobec dzieci fatimskich - oddania Rosji Niepokalanemu Sercu Maryi. Wtedy miała przyjść wolność dla narodów uciemiężonych przez marksizm. Ojciec święty uważał, że z potrzeby serca powinien odbyć pielgrzymkę do Fatimy w rocznicę zamachu. Gdy tam pojechał, zawiózł jako wotum jedną z kul, którymi został ugodzony. Trafiła potem do korony figury Matki Bożej. Dodam, że po oddaniu w opiekę Niepokalanemu Sercu Maryi Rosji i krajów uciemiężonych przez marksizm zaczęło się wszystko zmieniać. Marksizm upadł w tych krajach bez rozlewu krwi.
Pytany o zamachowca, przypomniał, że papież trzy razy ogłosił wyrazy przebaczenia wobec zamachowca. - Pierwszy raz - w drodze do szpitala, potem - publicznie w trakcie modlitwy „Anioł Pański” w pierwszą niedzielę po zamachu, trzeci raz - podczas odwiedzin w więzieniu u zamachowca Ali Agcy. Byłem przy tym - wspominał kard. Dziwisz.
Metropolita krakowski uchylił się od ujawnienia swoich przypuszczeń co do faktycznych mocodawców zamachu na Jana Pawła II. 16 listopada ub. roku, podczas prezentacji książki zawierającej wyniki śledztwa IPN w sprawie zamachu, powiedział jednak: „Końcowego rezultatu jednak wciąż nie widać. Są tu jednak poszlaki prowadzące do Moskwy. Bo papież Jan Paweł II był zagrożeniem dla ustroju komunistycznego”.
Czytaj także: