"Co tam słychać w seminarium? Powiedzieli wom już, że Boga ni ma?" - pytał młodego kleryka ks. Antosz. Wspominamy największych kawalarzy wśród śląskich farorzy.
Innym razem ks. Sylwester w swoim stylu tłumaczył ministrantom różnicę między grzechem ciężkim i lekkim. „Grzech lekki jest wtedy, jak powiecie: »Wikary jest gupi«. A jak powiycie: »Farorz jest gupi«, to już mocie grzech ciężki” – powiedział. Po czym, po chwili zastanowienia, dodał: „A właściwie, jak powiycie: »Farorz jest gupi«, wcale ni mocie grzechu, bo to jest prowda”.
Krowa jest ewangeliczkom?
Innym śląskim proboszczem, który na rzeczywistość patrzył z humorem, był ks. Jan Ślązok, nazywany przez przyjaciół „Hanysem”. Podobnie jak ksiądz Antosz rozładowywał śmiechem trudne sytuacje, w których kto inny wikłałby się w awantury. Został proboszczem w Lipowcu pod Ustroniem, gdzie spora część mieszkańców jest protestantami. Wkrótce jedna z parafianek przyszła do niego z pretensjami za to, że „biere mlyko od ewangeliczki”. Ksiądz Ślązok zrobił wtedy zdziwioną minę i odpowiedział: „A jo nie wiedzoł, że jeji krowa jest ewangeliczkom”.
Kiedyś poszedł do biskupa Herberta Bednorza po pozwolenie na wyjazd zagraniczny. „Hanys, nie jedziesz”– oświadczył mu początkowo biskup. Ksiądz Ślązok nie dawał jednak za wygraną, aż w końcu biskup zapytał, dlaczego tak się upiera. „Bo tam pod kurią w aucie siedzi mój tata i rzyko, żeby mie ksiądz biskup puścił. Jak mie ksiądz biskup nie puści, to on straci wiara”. Podobno biskup Herbert skwitował to krótkim: „Hanys, jedź”.
Ksiądz Ślązok potrafił też żartować sam z siebie. Pod koniec życia przeszedł amputację nogi. W rozmowie z odwiedzającymi go, zaprzyjaźnionymi księżmi podobno skomentował to wesoło: „Jo sie Matce Najświyntszej oddoł cały, a Ona mie po konsku biere”.
Rozmnażajcie się
Wszystko to jednak blednie przy wyczynach niejakiego księdza Jana Kubotha, Ślązaka, który nie zdążył się załapać na pracę w diecezji katowickiej, bo w 1918 r. przeszedł na emeryturę. Był wikarym m.in. w Rudzie, Siemianowicach i w Królewskiej Hucie (Chorzowie), a później proboszczem w Miechowicach, dzisiejszej dzielnicy Bytomia. O jego kawałach często opowiadali sobie księża w pierwszych latach istnienia diecezji śląskiej. Błogosławiony ks. Emil Szramek, dawny wikary ks. Kubotha, poświęcił mu jeden ze swoich tekstów.
Ks. Kuboth spotkał kiedyś w tramwaju w śląskiej aglomeracji młodego wikarego, jadącego z walizką na swoją nową placówkę. „Bardzo księdzu współczuje, bo tam jest kompletnie głuchy proboszcz, trzeba do niego krzyczeć. Na księdza spadnie większość pracy duszpasterskiej, słuchanie spowiedzi... No, ale ja już tutaj wysiadam, a ksiądz pojedzie jeszcze dwa przystanki” – powiedział i zniknął.