Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je.
Jak przedrzeć się do Jezusa, kiedy aż tylu chce się z Nim spotkać? To pytanie, które zadawali sobie Jego najbliżsi. Myśleli – słusznie czy nie – że pokrewieństwo tu coś pomoże. I pomogło? O tym ewangelista w sumie już nie wspomina. Tylko o tym, że dla Jezusa prawdziwymi Jego krewnymi są ci, co słuchają Bożego słowa i wypełniają je. Czyli kto? Ci, którym wtedy udało się dostać bliżej Jezusa? Niekoniecznie. Ci na pewno lepiej Jezusa słyszeli. Ale żeby być Jezusowi bliskim, trzeba wypełnić jeszcze i drugi warunek: wypełniać to, czego uczył. Dopiero wtedy chrześcijanin staje się bratem, siostrą czy matką Jezusa. Podobnie jest dziś. Dopchać się do Jezusa – czyli być w centrum różnych kościelnych wydarzeń – to jeszcze za mało. Podobnie jak samo wsłuchiwanie się w Boże słowo i przeczytanie nie wiadomo ilu mądrych ksiąg na jego temat. Trzeba jeszcze to Boże słowo wcielać w życie. Wtedy, nieważne, czy blisko kościelnych spraw, czy od nich daleko, człowiek staje się bliski Jezusowi.